Ostatnie tygodnie przyniosły nam trochę sukcesów i trochę nowych smutków.
Do
sukcesów zdecydowanie możemy zaliczyć zdarzenie z pewnego popołudnia,
kiedy to zostawiłam na chwilę Adasia w pokoju i wyszłam do kuchni
przynieść mu mleczko. Gdy po niedługiej chwili wróciłam, mój synek,
którego zostawiłam leżącego na plecach, leżał na brzuszku! Sprawił nam
tym ogromną radość, nie liczyliśmy na taką niespodziankę! Natomiast
chyba tylko my mieliśmy tak ograniczone oczekiwania w stosunku do Adasia
- bowiem, gdy zadzwoniliśmy z dobrą nowiną do Ani, która go
rehabilituje, usłyszeliśmy: "No przecież mówiłam, że facet ma
potencjał!". :)))
Ale
są i smutne wieści. Niecałe dwa tygodnie temu dołączyła się padaczka.
Długo nie było ataków, z literatury wynika, że padaczka u dzieci z MDS
pojawia się w pierwszych sześciu miesiącach życia, najczęściej pomiędzy 3
a 4 miesiącem. Gdy Adaś przekroczył tę magiczną dla nas granicę sześciu
miesięcy, zaczęliśmy mieć nadzieję, że może znów wszystkich zaskoczy i
będzie ewenementem - dzieckiem z zespołem Millera-Diekera, ale bez
padaczki. Niestety, okazało się to niemożliwe. Ataki padaczkowe zaczęły
się 26.03. Bywa, że jest ich nawet sześć dziennie, trwają nawet
kilkanaście minut. Leki na razie nie działają, ale jesteśmy dopiero na
etapie wprowadzającej dawki. Nie tracę nadziei, że jednak uda się
zatrzymać ataki. Musimy być dobrej myśli!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.