Translate

piątek, 25 września 2015

Wrześniowo...

Koniec września za pasem, a na blogu pustki. Na szczęście, nie oznaczają one nic złego - poza ogromnym brakiem czasu. Adaś, pozostała baaardzo absorbująca dwójkeczka, mąż, sprawy innych członków rodziny i przyjaciół, dwa psy, dwa koty, dom, pracowe dzieci i ich rodzice, projekty, w które jestem zaangażowana - to aż nadto. Na pisanie mi po prostu czasu nie wystarcza.

A co u Adasia? W miarę dobrze. Choruje trochę, co prawda, bo Alusia - świeżo upieczony przedszkolaczek - z wytrwałością godną lepszej sprawy znosi do domu coraz to nowe zarazki i zarazeczki. Gdy mam gorsze chwile i trochę puszczę samokontrolę emocjonalną to od razu atakują mnie wizje upiornego sezonu jesienno-zimowego i paniczny strach przed powtórką sytuacji z tegorocznego lutego. Zaraz jednak biorę się w garść, przedyskutuję co trzeba z własnym umysłem i jakoś wykrzesuję z siebie siły, energię i odpowiednią dawkę radości, by podnieść się i iść dalej. Nie mogę przecież zamykać młodszych dzieci w czterech ścianach i izolować ich od społeczeństwa, bo mają chorego brata. Mimo wszystko cała nasza rodzina musi żyć - najnormalniej jak się da w naszej sytuacji.

W imię tej normalności (i realizacji przepisów prawa) nasz pięciolatek rozpoczął właśnie zerówkę - czyli obowiązkowe roczne przygotowanie przedszkolne. Ze względu na fakt, że upośledzenie Adasia jest w stopniu głębokim, zdecydowaliśmy się na kształcenie w formie zajęć rewalidacyjno-wychowawczych. Ze względu na Adasiowy stan zdrowia z kolei - na formę indywidualną tych zajęć. Dostaliśmy stosowne orzeczenie z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej (której serdecznie dziękuję za ogromną pomoc w tym względzie!), złożyliśmy odpowiedni wniosek w Starostwie Powiatowym i od 1. września Adaś został uczniem Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Damnicy. Tam również spotkaliśmy się z bardzo miłym przyjęciem, a Adaś dostał bardzo dobrych terapeutów. Niewdzięcznik, rozpoczął jednak rok szkolny od wagarów (niesubordynacja po matce, jak przypuszczam), które bardzo sprytnie maskował kaszlem, wymiotami i podwyższoną temperaturą.

My z kolei - jak to przejęci rodzice - dołożyliśmy wszelkich starań, aby nasz pierworodny miał jak najlepsze warunki do nauki. Posprzątalismy, przyszykowaliśmy i udostepniliśmy mu nawet specjalny pokój, żeby mógł tam jak najefektywniej pracować ze swoimi terapeutkami. O tym pokoju i Adasiowych pomocach do zajęć napiszę pewnie obszerniej w którymś z następnych wpisów, może się komuś przyda. Kupiliśmy synowi też torbę szkolną (z Małym Księciem, a jakże!), która jednak służy głównie do przewozu pampersów, chusteczek i zapasowych ubranek na zajęcia w ośrodku. No, na ogół ma w niej też II śniadanie - czyli przekąski do ćwiczenia gryzienia na terapii logopedycznej.

Plan zajęć ma nasz synek całkiem napięty. Na szczęście, jego terapeutki są naprawdę specjalistkami pierwszej klasy i potrafią wyczuć zasób sił Adasia i dostosować do niego intensywność zajęć, aby go nie przemęczyć przy tak napiętym grafiku. Tak, jak pisałam wcześniej, z tym grafikiem nie miałam wyjścia. Dotychczasowe terapie Adasia są mu bardzo potrzebne, a od tego roku prawo nakłada na niego obowiązek przedszkolny. Przy tej formie jego spełniania, jaką są indywidualne zajęcia rewalidacyjno-wychowawcze, jest to 10 godzin tygodniowo.

Jak zatem wygląda ten plan? Ano, uwzględniając i zajęcia rewalidacyjno-wychowawcze, i SUO, i udział w projekcie Fundacji "Dogonić świat", i zajęcia prywatne wygląda to następująco:

Poniedziałek:
9.00 - 10.00 Rehabilitacja ruchowa
10.00 - 11.00 Terapia logopedyczna
17.00 - 18.30 Terapia wzroku

Wtorek:
9.00 - 10.00 Rehabilitacja ruchowa
10.30 - 11.30 Terapia pedagogiczna
12.00 - 13.00 Terapia logopedyczna

Środa:
8.30 - 10.00 Terapia pedagogiczna
11.00 - 12.00 Terapia integracji sensorycznej
13.00 - 14.00 Terapia logopedyczna

Czwartek:
9.00 - 10.00 Rehabilitacja ruchowa
13.00 - 14.30 Terapia pedagogiczna
17.00 - 18.30 Terapia wzroku

Piątek:
9.00 - 10.00 Muzykoterapia
12.00 - 13.00 Rehabilitacja ruchowa
13.00 - 14.00 Terapia logopedyczna


Sporo, prawda? Przed rozpoczęciem roku szkolnego bardzo się obawiałam tej ilości zajęć i tego, żeby nie przemęczyć i nie "przebodźcować" Adasia. Jednak moje obawy okazały sie nieuzasadnione. Gdy Adaś ma "dobry dzień" to bardzo chętnie w nich wszystkich bierze udział i w ogóle nie przejawia zmęczenia. Adaś lubi być w centrum zainteresowania i wszystkie "ciocie", które do niego przychodzą, tulą go, śpiewają mu, czytają książeczki, pokazują podświetlane obrazki, masują, wkładają w rączki przedmioty o różnych fakturach i kształtach, a do buzi smakołyki (nawiasem mówiąc, ostatnio okazało się, że nasz syn zdecydowanie przedkłada smak śledzia czy kabanosa, nad jogurciki i jabłuszka, którymi go wytrwale futrowaliśmy dotychczas ;)) to dla niego przyjemność. A jak ma "gorszy dzień" to Adam się nie patyczkuje - zasypia jak kamień nawet podczas najintensywniejszych zajęć i nie znalazł się dotąd spec, który by go z tego snu obudził, zanim Książę się nie wyśpi.

Jakoś zatem nam ta jesień mija. Bardzo intensywnie, ale w sumie pozytywnie. 



Zdecydowanym pozytywem była ogroooomna ilość obrazków, którymi Adasiek został zasypany w ramach akcji, o której pisałam kilka miesięcy temu. To wspaniałe uczucie, patrzyć na te wszystkie obrazki i myśleć, że tak wielu osobom zależało na tym, aby zrobić coś miłego dla Adasia. Pewnie ogromnej większości tych osób nie znam, pewnie wielu z nich nie zna Adasia, bardzo wiele wśród nich to dzieci - a jednak chcieli poświęcić czas na to, by zrobić coś dobrego. I im, i organizatorkom całej akcji - Karolinie i Dorocie - z całego serca DZIĘKUJĘ!!!


Organizatorki akcji - Karolina i Dorota


i Adaś zarzucony obrazkami