Translate

czwartek, 23 kwietnia 2015

Narysujmy baranka! - 23.04.2015r.

Zatem pierwsze rysowanie barankowe za mną. Mam nadzieję, że zdołam utrzymać tę comiesięczną koncentrację na wdzięczności za Adasia dłużej - bo o ile dobra jestem w wymyślaniu wszelkich akcji, to trochę gorsza w podtrzymywaniu mojego zapału.
Ale jak na razie udaje się.
Co się dziś wydarzyło?

Dotarł do Adasia przepiękny obrazek narysowany przez Emilkę, małą dziewczynkę, która sama niesie przez życie całkiem ciężki bagaż. Obrazek ten sprawił mi ogromną radość, a i Adaś z zainteresowaniem na niego popatrywał. 

Obrazek, wedle opisu Emilkowej mamy, "przedstawia Adasia (kolor brązowy) i Emilkę (kolor czarny), na łące wśród kwiatków. Na rysunku jest także drzewko, słoneczko i chmurki". No i obrazkowi towarzyszy "mega uśmiech" Emilki, która tworzyła go specjalnie dla Adasia!



Przyłączyliśmy się dziś, w czwartek co prawda, do akcji Dobrej Fabryki - "Przybij nam piątkę w piątek.

Dzięki mojej koleżance Oldze, natrafiłam dziś  na akcję "Kartka urodzinowa dla Kubusia" - oczywiście, do Kuby poleci karteczka z najserdeczniejszymi życzeniami.

W pracy też działam, konsultacje ustalone.

Popłynęła mała pomoc do Krystiana i dla małej Zuzi zmagającej się z Epidermolysis Bullosa (czy wiedzieliście, że jest już możliwe leczenie tej choroby??? Za horrendalne pieniądze, ale jest szansa!).

A na koniec - mała niespodzianka od Adasia. Nie czekając na odległe terminy prywatnych wizyt u foniatrów nasz synek dziś wieczorem dołożył wszelkich starań, aby dać mi bardzo wyraźny "OPR" za nie dość delikatne przebieranie go w piżamkę. I tenże "OPR" wyrażony był nie bezgłośną chrypką - ale najprawdziwszym głosem! Jeszcze może cichutkim i delikatnym, ale niewątpliwie był to GŁOS!!!

A Wam udało się coś zdziałać?


środa, 22 kwietnia 2015

Motywacja

Kiedy byłam nastolatką, pociągały mnie wszelkie poradniki motywacyjne. Niczym dwulatek wierzyłam, że jak się bardzo uprę, to osiągnę wszystko, co sobie wymarzyłam. Ściany mojego pokoiku wyklejone były płachtami papieru, na których starannie wykaligrafowałam moje CELE. I naprawdę wierzyłam, że wystarczy tylko bardzo się postarać, a wszystkie z nich będą w zasięgu moich możliwości. 

Potem niby mi to przeszło, ale jednak nie tak do końca. Nadal mam w sobie dziecięce marzenie o omnipotencji i naiwną wiarę w możliwość zakrzywiania czasoprzestrzeni. Wiara ta bywa brzemienna w skutki, gdy po raz kolejny walczę z frustracją, bo okazuje się, że "nie-da-się" zrealizować tego, co w moim niepoprawnym optymizmie sobie zaplanowałam. 

A czego "nie-da-się"?: 
- być na 100% mamą każdego z trojga dzieci, w tym jednego wymagającego baaaardzo dużo czasu i opieki,
- na 100% "mamą Adasia", jeżdżącą na wizyty po całej Polsce, śledzącą nowinki terapeutyczne w internecie, samodzielnie prowadzącą codzienną terapię wzroku, masaże, pionizacje, ćwiczenia karmienia, dowożącą dziecko na kilka terapii dziennie i piszącą bloga;
- na 100% troskliwą i czułą żoną, oglądającą wraz z mężem kolejnego "Dr Who" w celu pielęgnowania wspólnych zainteresowań (no dobrze, nie tylko dlatego);
- na 100% rozwijać się zawodowo, robić szkolenia, kursy, certyfikaty, jakiś doktorat, bo czemu nie?,
- na 100% być zaangażowaną w pracę, dostępną także popołudniami i w weekendy, bo tak wszystkim najlepiej pasuje, i najlepiej do 22-giej, bo wtedy wszyscy są po pracy, 
- na 100% zaangażowaną społecznie, bo zawsze trzeba komuś pomóc, 
- na 100% dobrą panią domu, mającą porządek w szufladach i niedziele pachnące ciastem;
- na 100% zadbaną kobietą, mającą czas i na fryzjera, i na kosmetyczkę, nie żałującą pieniędzy na nową bluzkę i wrzucającą do samochodu kilkunastokilogramowy wózek zadbanymi dłońmi z długimi paznokciami z francuskim manikiurem;
- na 100% odpowiedzialną właścicielką zwierzyńca, codziennie znajdującą czas na długie spacery po okolicznych łąkach, codziennie szczotkującą psy i koty, ćwiczącą ich umiejętności i przygotowującą im pełnowartościowe, domowe jedzenie albo inne BARF, zamiast wrzucać do misek gotową, suchą karmę.

O takich drobiazgach, jak koniecznie czysty samochód, czas dla przyjaciół, czytanie poezji lub dzieł filozofów wieczorami, orientowanie się w najnowszych trendach światowego kina niekomercyjnego albo jeżdżenie na drugi koniec Polski na wartościowe spektakle teatralne nawet nie wspomnę (ale wiem, kim był Grotowski, uff ;)).

Dlaczego to piszę? Bo wiosna przyszła, lasy i łąki wzywają, wracają marzenia o aktywnym spędzaniu czasu, wspólnych wycieczkach rowerowych i wyprawach w nieznane, a moje dzieci i psy siedzą tylko w niewielkim ogródku za domem (dobrze, że mamy ten ogródek). I "nie-da-się" inaczej, bo Adaś wciąż jeszcze chory i "leży w łóżeczku", a ja zerkając na dzieci przez otwarte drzwi balkonowe stukam na komputerze opinię do pracy, jak zwykle taką "na wczoraj" (i ten wpis w momentach nasilenia frustracji). 

I tak sobie myślę, że może i nauczyłam się osiągania celów. Ale to, czego się jeszcze muszę nauczyć, to umiejętność wybierania tego celu, a przede wszystkim odpuszczania sobie tego, co nie jest na szczycie listy. Chyba kupię sobie na ten temat jakiś poradnik ;)))


PS. A pamiętacie, że jutro 23-ci?


czwartek, 9 kwietnia 2015

Milczenie, które nie jest złotem

- Kiedy Adasiowi wróci głos? - znów dzisiaj zapytał mnie Pawełek.
- Nie wiem, kochanie. - odpowiedziałam smutno i szybko przeliczyłam w myśli dni, które upłynęły od rozintubowania Adasia. To już ponad miesiąc. Ponad miesiąc milczenia Adasia.
Dzięki regularnym inhalacjom z Pulmicortu i Mucosolvanu już jakiś czas temu ustąpiły duszności. Pulsoksymetr ograniczył swoje alarmy jedynie do protestu wobec zsunięcia się ze zbyt ruchliwej łapki, a ciszę naszego domu przerywa już śmiech dzieci, a nie monotonne buczenie koncentratora tlenu. Adaś nawet powoli już wraca na rehabilitacje. Do normy wróciło wszystko - poza jego głosem. 

W gorszych chwilach Adaś jest zupełnie niemy, w lepszych - z jego gardełka dochodzi jedynie cichutka chrypka. Niby to bez znaczenia, bo synek i tak nie mówił. Ale obecna sytuacja pozbawia go jednego z niewielu elementów samostanowienia i wpływu na rzeczywistość. Nie mówiąc już o naszych ściśniętych sercach, gdy podchodząc do łóżeczka Adasia widzimy, że bezgłośnie płacze - i to prawdopodobnie od dłuższej chwili - a nikt na to nie reaguje...

Nie wiem, co robić. Przerywszy internet dowiedziałam się, że taki problem może się utrzymywać kilka miesięcy - lub nawet utrzymać się na stałe i wymagać interwencji chirurgicznej. Dowiedziałam się też, że są sposoby (mniej lub bardziej skuteczne), aby temu przeciwdziałać. Na początek zaczęłam poszukiwania dobrego foniatry w Trójmieście (ktoś coś słyszał?), aby nas jakoś pokierował terapeutycznie, utrzymujemy też wciąż inhalacje. 

Jestem dobrej myśli i wierzę, że jeszcze trochę, a znów usłyszymy głos Adasia. Tyle "niedasiów" już zostawił za sobą, że ten jeden na pewno też nie przysporzy mu większych trudności. Przynajmniej mam taką nadzieję. 



wtorek, 7 kwietnia 2015

Kolejne Święta Adasia

Nigdy nie wiem, czy nasz synek spędzi z nami kolejne Święta. Rozkładając świąteczne nakrycia na zastawionym przysmakami stole, w myślach odmawiam zawsze krótką modlitwę, aby tych nakryć nie ubywało. Moja myśl zawsze wówczas wędruje też do tych, których już nie ma tu z nami - do mojego Taty i babć. Ale zawsze szybko rozganiam tę mgłę melancholii i kieruję się na Teraz. Bo teraz jesteśmy razem - my, troje naszych dzieci i moja Mama.

Adaś korzystał z każdej chwili tegorocznych Świąt. W piątek asystował przy malowaniu pisanek (tradycyjnie u nas w domu maluje się białe jajka gorącym woskiem, potem farbuje je w kolorowych barwnikach), a w sobotę pojechał z nami do kościoła ze święconką. 



Musiał być bardzo grzeczny, bo Zajączek przyniósł mu piękne prezenty - wiklinowy fotel, który Adaś może bujać ruchem swoich nóżek, szkatułkę-pozytywkę z Małym Księciem, śliczny letni kocyk i małą przytulankę. Nawet Śmigus-Dyngus go nie ominął, ku jego wyraźnemu niezadowoleniu zresztą.

 Cała trójka

Dyngusówka w dłoni, hełm na głowie, hulajnoga pod nogami
- czyli śmigusowy Strażak Sam rusza do akcji!


Adaś na swoim bujaczku

 Rodzeństwo chyba ciut zazdrości...

...ale zawsze może trochę pobujać.

"No dobra, już dość tej sesji! Co za uparty paparazzo!"

Święta minęły, a w sercu pozostała wdzięczność, że były takie, jakie były - spokojne, radosne, w komplecie. Oby jak najdłużej!