Translate

czwartek, 25 października 2012

25. października 2012

Z Adasiową padaczką niestety bez większych zmian. Zdarzają się dni, gdy jest mniej napadów, zdarzają się dni, gdy jest więcej. Prowadzimy już niezwykle szczegółowe zapiski, by znaleźć to, co odróżnia od siebie dwa takie dni, aby znaleźć to, co wzmaga, a co osłabia napady, ale jeszcze nic mądrego nie przyszło nam do głowy. 

Dzięki sondzie w nosku Adasiek zaczął przybierać na wadze i zdecydowanie się zaokrąglił. Odkryliśmy bowiem rewelacyjną sondę. Nie mieliśmy wcześniej pojęcia, że sonda sondzie nierówna i w razie potrzeby używaliśmy zwykłego „cewnika do karmienia”. Cewnik ten był dość sztywny i twardy, Adaś często się buntował przy jego zakładaniu, a każde założenie kończyło się bólem brzuszka i płaczem najpóźniej drugiego dnia po założeniu. Nie wiedzieliśmy, co robić – dziecko już prawie nie je, dożywienie jest niezbędne. Zakładać każdorazowo na posiłek i wyjmować zaraz po nim? – zakładanie jest nieprzyjemne, tak częstym zakładaniem ryzykujemy mechaniczne uszkodzenia przełyku, za każdym razem ryzykujemy też wejściem w drogi oddechowe. Założyć na kilka dni? – Adasia tak boli brzuszek, że cały czas płacze. 

Na szczęście, istnieje coś takiego jak internet. W momencie, gdy wyczytaliśmy, że są też inne sondy, natychmiast je zamówiliśmy. Różnica w cenie jest co prawda porażająca – poprzednie 50 gr. za sztukę, podczas gdy nowe 30 zł za sztukę – ale warto. Nowe sondy (firma Portex) okazały się strzałem w dziesiątkę! Są mięciutkie, giętkie, pokryte specjalnym materiałem przeciwodleżynowym,  a na końcu - tym, który znajduje się w brzuszku - są wtopione małe ciężarki, aby sonda nie przyklejała się do śluzówki żołądka (tak przynajmniej przypuszczam). Adaś nawet nie poczuł, gdy ją zakładaliśmy, ma ją od ponad tygodnia i jak do tej pory nic go nie boli. :)

Oczywiście, każde karmienie zaczynamy od jedzenia buzią, aby nasz Książę się nie rozleniwił i nie zapomniał, jak używać ust i języka. Dopiero gdy Adaśko słabnie i nie ma już siły jeść, wtedy resztę podajemy sondą.

Pozostając w temacie jedzenia – Adaś dostał nowe „zwierzątko”, którym jest porządny blender. Nasz prawie dwuipółletni synek niestety nie umie gryźć większych kawałków, dlatego przez całe swoje życie jest żywiony słoiczkami dla najmłodszych, kilkumiesięcznych dzieci. Pomijając koszty ciągłego zakupu słoiczków, chcieliśmy wreszcie móc dawać Adasiowi zwyczajne domowe jedzenie. Najbardziej serca nas bolały ostatnimi czasy, kiedy Pawełek przeszedł już na normalne jedzenie i z apetytem zajadał domowe smakołyki, a Adasiek ciągle dostawał te same słoiczki. 

Kilka miesięcy temu kupiliśmy zwykły blender, który jednak nie podołał zadaniu – stopień zmielenia potraw był stosunkowo niewielki, powstała w ten sposób papka zawierała dość spore kawałeczki, które były barierą nie do przejścia dla Adasia. Rozczarowani, wróciliśmy więc do słoiczków.

Nie poddaliśmy się jednak. Adasiowy Tata po konsultacjach z koleżankami z pracy wyszukał superblender o zatrważającej mocy 1560 W, mogący zrobić sok nawet z liści pokrzywy i pokruszyć lód na maleńkie kryształki. Adasiowa Babcia natomiast zafundowała wnukowi to cudo (Dziękujemy!!!) i tak oto Mistrz Wśród Blenderów trafił pod naszą strzechę.

Muszę przyznać, że sprawdza się rewelacyjnie. Od tygodnia Adaś je zwykłe domowe obiadki, gotowane ze zdrowych produktów, prawdziwe owoce i warzywa, płatki na mleku itd. Wreszcie dostaje jedzenie, które ma smak i zapach. Zauważyliśmy też, że dużo bardziej mu ono smakuje. No i – co nie bez znaczenia – blender mieli zwykłe posiłki na tak gładką papkę, że gdy Adaś nie zje, bez trudu można ją podać przez sondę. Naprawdę, uwielbiam zdobycze techniki! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.