Translate

środa, 16 stycznia 2013

Pionizator

Wreszcie JEST!!! Mamy nowe domowe zwierzątko! Uwaga, uwaga,  przedstawiam – rodzaj: pionizator, gatunek: Baffin, umaszczenie: niebieski, cechy szczególne: pilot do regulacji i cała masa fascynujących Pawełka kabelków, imię własne: w toku ustalania.

Dostaliśmy cudowny prezent w postaci automatycznego pionizatora, który jest jednocześnie krzesełkiem terapeutycznym. Mimo że sprzęcik stoi sobie właśnie obok mnie i mogę na niego co i rusz z lubością popatrywać, do teraz nie mogę uwierzyć, że się udało i że za to wspaniałe urządzenie nie zapłaciliśmy ani złotóweczki! Nie mogę uwierzyć, bo do tej pory nie dostaliśmy właściwie żadnej pomocy od państwa czy różnego rodzaju pomocy socjalnych. Ponieważ pracujemy, zawsze przekraczaliśmy głodowe progi uprawniające do uzyskania pomocy. Wszystko, co do tej pory udało się zdobyć dla Adasia, zawdzięczamy pomocy innych ludzi w postaci wpłat i 1%, pomocy finansowej rodziny, pomysłom przyjaciół i własnej pracy. Nigdy nie mieliśmy postawy roszczeniowej, w końcu nie tylko nam jest w życiu ciężko, ale czasem żartowaliśmy między sobą, że gdybyśmy oboje zrezygnowali z pracy, przeszli na zasiłki i dodatkowo się rozwiedli, to pod względem finansowym pewnie wyszlibyśmy podobnie jak dzisiaj, a ile mielibyśmy wolnego czasu gratis!... ;)

A tu spotkała nas niespodzianka, która dowodzi, że jednak zdarza się, że zwykły obywatel trochę wsparcia dostanie. Okazało się, że takie urządzenie jak pionizator podlega pokaźnemu dofinansowaniu i to z dwóch źródeł – z jednej strony Narodowego Funduszu Zdrowia, a z drugiej Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie. NFZ dofinansowuje dość dużą kwotę, bo aż 3 tysiące zł, a PCPR do 150% kwoty, którą dał NFZ, czyli max 4,5 tysiąca zł (cały koszt pionizatora to akurat 7,5 tysiąca zł). Trzeba oczywiście zmieścić się w progach finansowych, ale w tym przypadku są one ustawione tak wysoko, że przeciętnie zarabiające małżeństwo mieści się w nich bez najmniejszych trudności. 

Bez nadziei w sercach, przyzwyczajeni do wiecznych odmów, złożyliśmy wnioski i … okazało się, że dostaniemy dofinansowanie! Adaś został więc wymierzony, pionizator zamówiony, potem tylko kilka miesięcy oczekiwania – najpierw na to, by producent wykonał sprzęt, potem ponad miesiąc na to, by zgodnie z ustaleniami sklep realizujący zamówienie zadzwonił do nas, że pionizator od kilku tygodni jest gotowy i stoi u nich, potem jeszcze kilka tygodni spędzonych na umawianiu się ze słownym inaczej przedstawicielem regionalnym, który miał pionizator ostatecznie dopasować do Adasia (co i tak się nie udało, więc teraz jesteśmy na etapie ściągania przedstawiciela od producenta) i po niemal pół roku od rozpoczęcia starań pionizator stoi u nas w domu! Jeszcze co prawda niedopasowany, ale już częściowo może spełniać swoją funkcję.

Swoją drogą, stojący Adaś wygląda zupełnie inaczej :) A my możemy na niego patrzeć i cieszyć się piękną myślą, że wszystkie narządy naszego synka funkcjonują w tym momencie dużo, dużo lepiej :)


 Adaś sprowadzony do pionu ;)


PS. Adasiowe choróbsko zakończone – dzisiaj Pani Doktor zbadała Adaśka, po czym oficjalnie został on uznany za zdrowego. A w dodatku całe 5 dni antybiotyku wytrwaliśmy na jednym wenflonie!!! 


3 komentarze:

  1. No brawo! Czekamy zatem na zdjęcie Adasia na nowym koniku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjęcie będzie, obiecuję, jak tylko ostatecznie dopasujemy pionizator :)

      Usuń
  2. jaki cudny :) świat nareszcie z nowej perspektywy dla Adaśka :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.