Jak wszyscy, to wszyscy, więc nas
też dopadło choróbsko. Jak w reklamie środka na przeziębienie i grypę
pozarażaliśmy się wszyscy wzajemnie. Najpierw padł Tata i Babcia. Chorują już
ze dwa tygodnie i wykurować się jakoś nie mogą. Potem zachorował Pawełek. Potem
ja. O dziwo, najdłużej trzymał się Adaś – może dlatego, że od pierwszego
kichnięcia Taty fundowaliśmy mu regularnie całą masę środków wspomagających
odporność. Ale dwa tygodnie zmasowanego ataku wirusów pochodzących od
wszystkich członków rodziny zrobiło swoje, wytrwale broniona twierdza padła i
wczoraj późnym wieczorem Adaśko wywiesił białą flagę - zagorączkował, zaczął
kaszleć i wyglądać zdecydowanie na chorego. Saturacja spadała, a tętno było
bardzo wysokie. Wstępne osłuchanie obudziło duży niepokój, więc przerażeni
zadzwoniliśmy po naszą kochaną Panią Doktor. Ta cudowna osoba nie zważając na
porę – była 22-ga w piątkowy wieczór! – wsiadła w samochód i przyjechała do nas
jak najszybciej. Okazało się, że jesteśmy na samym początku zapalenia oskrzeli
i należy niezwłocznie włączyć antybiotyk. Adaś najlepiej toleruje antybiotyki
dożylne, więc tego samego wieczoru wyciągnęliśmy z domu również naszą
drugą stałą wybawicielkę, Panią Pielęgniarkę, która zawsze podaje Adasiowi dożylnie
antybiotyki. Ona także, mimo późnej pory, bez wahania przyjechała do Adasia. Czy
pisałam już, że nasz synek ma niezwykłe szczęście do spotykania na swej drodze
samych dobrych ludzi? A swoją drogą, to nie mam pojęcia, czemu Adaś rozpoczyna
chorowanie zawsze w nocy i to koniecznie w weekend albo w jakieś święto???
Po kilku próbach wkłucia się w
Adasiowe cieniutkie, poskręcane i pozrastane od licznych wkłuć żyłki udało się
założyć wenflon i już wczoraj wieczorem Adaś dostał pierwszą dawkę antybiotyku.
Dziś czuje się już odrobinkę lepiej, chociaż jest bardzo słaby. Znów musieliśmy
założyć sondę, znów towarzyszy nam monotonne pikanie pulsoksymetru i głośne buczenie
koncentratora tlenu. Znów nasz salon zamienił się w mały szpitalik, a na stole
królują akcesoria typu ssak, cewniki do odsysania, nebulizator, strzykawki do
sondy itp., co nieustannie wystawia posłuszeństwo i silną wolę Pawełka na
naprawdę ciężką próbę.
Pawełek bowiem czuje się już
lepiej, chęć poznawania świata wróciła mu ze zdwojoną siłą, a Adasiowe sprzęty ciekawią go wprost niewiarygodnie.
Co i rusz odrywa się od zabawek, staje przy stoliku, wyciąga paluszek w stronę
któregoś ze sprzętów, po czym kręcąc głową mówi stanowczo: „nie!” i walcząc ze
sobą cofa rączkę. Idzie znów się pobawić, po czym za kilka minut cała próba
woli odbywa się od nowa. Pabliś bardzo stara się też ulżyć Adasiowi w chorobie.
Zaobserwował, że często oklepujemy Adasia, aby pomóc mu pozbyć się
zalegań. Podchodzi zatem do brata, najpierw przytuli się do niego lub
delikatnie pogłaszcze go po główce, a potem staje koło Adasiowych pleców i
tak jak my, z ważną miną, uderza w nie rączką. Po kilku klepnięciach, wyraźnie
zadowolony z siebie, mówi „Tak!”, po czym z poczuciem dobrze wypełnionego
obowiązku spokojnie wraca do zabawy.
Za to my, dorośli, już ledwo
żyjemy, wykończeni własną chorobą, ciągłymi pobudkami w nocy (pulsoksymetr, zbijanie
temperatury, napady padaczkowe), a co niektórzy z nas również dziewiątym
miesiącem ciąży. W dodatku jeszcze dzisiaj jednej z naszych psic spuchło ucho,
w którym prawdopodobnie zrobił się krwiak, więc do obowiązków doszło również nacieranie
biednego ucha altacetem w żelu, głaskanie nieszczęśliwej i wizyta u weterynarza
zaraz w poniedziałek. Druga psica za to czuje się chyba trochę urażona faktem,
że obecnie nic jej nie dolega i nikt nie poświęca jej czasu, więc walczy o
swoje 5 minut, znosząc nam wytrwale swoje gumowe zabawki (najlepiej wtedy, gdy
oklepujemy lub odsysamy Adasia). Całe szczęście, że w dziedzinie wręczania i
zabierania psu zabawek już coraz chętniej wyręcza nas Pawełek. Doszliśmy do
wniosku, że można uznać, że mamy właściwie czworo "dzieci” i już z paniką
myślimy, jak sobie damy radę, gdy już ich będzie pięcioro i w dodatku wszystkie
naraz zachorują???
Adasiowa kolacja, a raczej wstęp do niej.
Na szczęście, jak jest zdrowy, to jest ze dwie strzykawki mniej ;)
Na szczęście, jak jest zdrowy, to jest ze dwie strzykawki mniej ;)
U nas z psem jest to samo, jak krzyknę Chodź kochanie do mamy to pies jest zawsze pierwszy a jak przytulanki z małą trwają za długo to psica siada obok i zaczyna mnie skrobać łapą dopominając się o swoją porcję czułości. U nas też wirus i cały czas mam dylemat czy iść do lekarza. Kurujcie się, życzę zdrówka, a Pawełek to wymarzony brat :)
OdpowiedzUsuńEch, urok tych mieszanych, ludzko-psich stad ;) A Pawełek jest naprawdę taki kochany i czuły dla Adasia. Mamy nadzieję, że mu to nie minie z wiekiem.
UsuńDużo zdrówka Wam życzymy i powodzenia w walce z wirusem! :)
Choróbsko panuje naprawdę dokuczliwe i "ciągnące się"... no nic, oby jednak rychło przeszło!
OdpowiedzUsuńWspaniale, że jesteście otoczeni życzliwymi ludźmi:)))) a co do dzieci-psów to uśmiałam się do łez.
Serdecznie pozdrawiam :)
My również pozdrawiamy i też mamy nadzieję, że w końcu pokonamy te wszystkie choróbska :)
UsuńPatrycjo, kto jak nie Wy ma dać radę? :) Pozdrawiam serdecznie Was wszystkich, Stella.
OdpowiedzUsuńStella, dziękujemy :) Pozdrowienia dla Matiego i dziewczynek!
UsuńKochani, niech wam Pan Bóg ulży choć trochę. dzielne dzieciaki, dzielni rodzice :-)
OdpowiedzUsuńZ całego serca dziękujemy za tak ciepłe słowa! Największą łaską jest to, że ciągle wszyscy jesteśmy razem - dopóki tak jest, to możemy góry przenosić i nawet jak opadamy z sił, to zawsze wstaniemy. Pozdrawiamy serdecznie! :)
UsuńKochana Pati! Trzymam kciuki za Was wszystkich, szczególnie za Adasia. Nie dajcie się wirusom. A jeśli chodzi o przyciąganie dobrych ludzi, to Adaś odziedziczył tą umiejętność po Tobie. Dobro zawsze wraca do nas falami i ze zdwojoną siłą. Pozdrawiam z zasypanego Włocławka. ADAMSKO ;)
OdpowiedzUsuńCześć Kochane Adamsko! Dziękuję za tak miły wpis :) No i nie tracę nadziei, że któregoś dnia się znów zobaczymy i jak kiedyś pójdziemy we trzy na naleśnika do Manekina :) Buziaki!
UsuńKochani, życzymy Adasiowi zdrówka i Mamusi siły na te ostanie dni przed szczęśliwym rozwiązaniem. Jesteśmy z Wami całym sercem i modlitwą. Aga, Jacek, Patryś, Zuzia, Kubuś, Psiaki i Kociaki.
OdpowiedzUsuńPs. Gdy otwieram bloga Zuzia mówi, "ooo, to nasz Adaś:) i zawsze przy wieczornej modlitwie nie pozwoli się prześcignąć w przypominaniu, ze jeszcze modlimy się za Adasia. Jeżeli moglibyśmy jakoś pomóc to będziemy szczęśliwi. Buziaki
Bardzo dziękujemy! Zuzia musi być naprawdę słodka :) Z całego serca dziękujemy za to, że pamiętacie w modlitwie o naszym Adasiu, to cudownie, że są tacy ludzie, jak Wy! Pozdrawiamy ciepło!
Usuń