Wreszcie JEST!!! Mamy nowe domowe zwierzątko! Uwaga, uwaga, przedstawiam – rodzaj: pionizator, gatunek: Baffin,
umaszczenie: niebieski, cechy szczególne: pilot do regulacji i cała masa
fascynujących Pawełka kabelków, imię własne: w toku ustalania.
Dostaliśmy cudowny prezent w postaci automatycznego
pionizatora, który jest jednocześnie krzesełkiem terapeutycznym. Mimo że
sprzęcik stoi sobie właśnie obok mnie i mogę na niego co i rusz z lubością
popatrywać, do teraz nie mogę uwierzyć, że się udało i że za to wspaniałe
urządzenie nie zapłaciliśmy ani złotóweczki! Nie mogę uwierzyć, bo do tej pory
nie dostaliśmy właściwie żadnej pomocy od państwa czy różnego rodzaju pomocy
socjalnych. Ponieważ pracujemy, zawsze przekraczaliśmy głodowe progi uprawniające
do uzyskania pomocy. Wszystko, co do tej pory udało się zdobyć dla Adasia,
zawdzięczamy pomocy innych ludzi w postaci wpłat i 1%, pomocy finansowej
rodziny, pomysłom przyjaciół i własnej pracy. Nigdy nie mieliśmy postawy
roszczeniowej, w końcu nie tylko nam jest w życiu ciężko, ale czasem
żartowaliśmy między sobą, że gdybyśmy oboje zrezygnowali z pracy, przeszli na
zasiłki i dodatkowo się rozwiedli, to pod względem finansowym pewnie wyszlibyśmy
podobnie jak dzisiaj, a ile mielibyśmy wolnego czasu gratis!... ;)
A tu spotkała nas niespodzianka, która dowodzi, że jednak
zdarza się, że zwykły obywatel trochę wsparcia dostanie. Okazało się, że takie
urządzenie jak pionizator podlega pokaźnemu dofinansowaniu i to z dwóch źródeł
– z jednej strony Narodowego Funduszu Zdrowia, a z drugiej Powiatowego Centrum
Pomocy Rodzinie. NFZ dofinansowuje dość dużą kwotę, bo aż 3 tysiące zł, a PCPR
do 150% kwoty, którą dał NFZ, czyli max 4,5 tysiąca zł (cały koszt pionizatora
to akurat 7,5 tysiąca zł). Trzeba oczywiście zmieścić się w progach
finansowych, ale w tym przypadku są one ustawione tak wysoko, że przeciętnie
zarabiające małżeństwo mieści się w nich bez najmniejszych trudności.
Bez
nadziei w sercach, przyzwyczajeni do wiecznych odmów, złożyliśmy wnioski i …
okazało się, że dostaniemy dofinansowanie! Adaś został więc wymierzony,
pionizator zamówiony, potem tylko kilka miesięcy oczekiwania – najpierw na to,
by producent wykonał sprzęt, potem ponad miesiąc na to, by zgodnie z ustaleniami sklep realizujący
zamówienie zadzwonił do nas, że pionizator od kilku tygodni jest gotowy i stoi
u nich, potem jeszcze kilka tygodni spędzonych na umawianiu się ze słownym
inaczej przedstawicielem regionalnym, który miał pionizator ostatecznie
dopasować do Adasia (co i tak się nie udało, więc teraz jesteśmy na etapie
ściągania przedstawiciela od producenta) i po niemal pół roku od rozpoczęcia
starań pionizator stoi u nas w domu! Jeszcze co prawda niedopasowany, ale już
częściowo może spełniać swoją funkcję.
Swoją drogą, stojący Adaś wygląda zupełnie inaczej :) A my możemy na niego
patrzeć i cieszyć się piękną myślą, że wszystkie narządy naszego synka
funkcjonują w tym momencie dużo, dużo lepiej :)
Adaś sprowadzony do pionu ;)
PS. Adasiowe choróbsko zakończone – dzisiaj Pani
Doktor zbadała Adaśka, po czym oficjalnie został on uznany za zdrowego. A w
dodatku całe 5 dni antybiotyku wytrwaliśmy na jednym wenflonie!!!
No brawo! Czekamy zatem na zdjęcie Adasia na nowym koniku.
OdpowiedzUsuńZdjęcie będzie, obiecuję, jak tylko ostatecznie dopasujemy pionizator :)
Usuńjaki cudny :) świat nareszcie z nowej perspektywy dla Adaśka :)
OdpowiedzUsuń