Na pewno to znacie.
Za czasów licealnych człowiek bliski jak rodzony brat – rozumiecie się
bez słów, setki przegadanych nocy, milion pomysłów na naprawę świata, wspólnie
realizowane pasje, wspólne imprezy. Praktycznie nie ma dnia, kiedy się nie
widzicie, możecie powiedzieć sobie wszystko. Potem studia w innych miastach, coraz
rzadsze telefony i listy, aż zupełnie znikacie ze swoich żyć. Potem może
jeszcze parę spotkań, poznajecie wzajemnie swoje drugie połowy, widzicie się jeszcze
na swoich ślubach, aż kontakt znika zupełnie, a wy godzicie się z tym, że Przyjaciel
jest już częścią waszej przeszłości.
Też mam takiego Przyjaciela. Kiedyś
byliśmy sobie bardzo bliscy, potem nasze drogi się rozeszły. Zdążyliśmy jeszcze
spotkać się we czwórkę z jego żoną i moim mężem, i kontakt się urwał. Aż do
teraz. Kilka dni temu niespodziewanie dostałam na FB wiadomość od jego żony z pytaniem,
czy możemy się wszyscy spotkać w ten weekend. Zgodziłam się, czując radość z
perspektywy spotkania, ale i ogromną ciekawość, skąd taki pomysł po tylu
latach.
Spotkanie udało się wyśmienicie.
Okazało się, że nie tylko nadal istnieje wspólny język z Przyjacielem, ale i
nasze drugie połówki dobrze się dogadują, a i dzieci są bardzo zadowolone ze
wzajemnego poznania (o zadowoleniu nadmiernie dokarmionych psów nawet nie
wspominam). Porzuciłam rozważania dotyczące przyczyn spotkania i jedynie cieszyłam
się odzyskaniem Przyjaciela i wspaniałymi chwilami spędzonymi w gronie
pozytywnych osób.
Zaskakujący powód wizyty wyjaśnił
się przy pożegnaniu. Człowiek, którego nie widziałam dobrych kilka lat oraz jego żona, którą widziałam zaledwie
parę razy w życiu, przyjechali, aby zaproponować, że pożyczą nam agregat, żeby
Adaś był zabezpieczony w razie awarii prądu (a przy niedawnym huraganie w
naszych nadmorskich okolicach było nieciekawie) oraz aby przekazać Adasiowi
pewną kwotę pieniędzy na jego potrzeby.
Nie sposób wyrazić słowami mojego
ogromnego zaskoczenia, wzruszenia i wdzięczności. Nie tylko za pomoc, ale także
(czy może przede wszystkim) za obecność. Nie sposób opisać tego ciepła w sercu
na myśl, że tyluletnia przyjaźń, choć odłożona do szuflady, nie straciła nic na
wartości. Może potrzebowała czasu, aby zaistnieć na nowo, obejmując nie tylko dwoje,
ale już czworo ludzi. Teraz musimy tylko nie pozwolić na to, by Czas nam ją
znów odebrał.
Grzesiu, Aniu, dziękuję. Grześkowi
za to, że znów pojawił się w moim życiu, Ani za to, że tak dobra osoba w to życie
wkroczyła. Obojgu Wam dziękuję za tę niespodziewaną, a tak potrzebną pomoc. To
piosenka dla Was – zawsze kojarzyła mi się z Grześkiem, teraz będzie się
kojarzyć z Wami obojgiem:
No aż serce rośnie jak czytam o takich bezinteresownych gestach. Adasiu czy Ty widzisz jaki jesteś dla Wszystkich Kruszynko ważny?! Przsyłamy Ci nasze gorące uściski!!!
OdpowiedzUsuńTo prawda. Sama się dziwię, gdy widzę, dla jak wielu osób ten mały, tak bardzo chory i tak bezbronny chłopczyk stał się ważny. Widzę, jak wydobywa dobro z ludzi. I to jemu zawdzięczam, że te ponad trzy lata przyniosły nam w darze nie tylko naukę bezwarunkowej miłości, ale i doświadczenie tego, jak bardzo wielu dobrych ludzi jest wokół.
UsuńMam wrażenie, że często to dobro jest w nas głęboko zamknięte - bo w końcu nie jest czymś, co dzisiaj jest modne, z czym warto się pokazywać. A Adaś (i inne chore dzieci) są takim kluczem, który otwiera te drzwi szeroko na oścież i wypuszcza światło na zewnątrz. Pewnie dlatego tego dobra zobaczyłam przez te trzy lata więcej, niż przez wszystkie wcześniejsze lata.
Mia, uściski również dla Was wszystkich! :*
Jak pięnie piszesz! Jak wzruszająco. Jak prawdziwie...
OdpowiedzUsuńDziękuję. Piszę o tym, jak naprawdę wygląda nasze życie, pewnie dlatego brzmi prawdziwie.
UsuńPozdrawiam ciepło!
Prawdziwa przyjaźń to ogromny skarb. To więź, która przetrwa wszystko. Nie zniszczy jej czas ...
OdpowiedzUsuń" Przyjaciel to ktoś komu możesz ufać bez żadnych granic . To ktoś taki jak brat lub siostra . Możesz liczyć na niego w każdej chwili. "
Masz sto procent racji :) Pozdrawiam!
Usuń