Dziś rano mieliśmy się stawić z
Adasiem w szpitalu w Gdańsku, aby jutro synek mógł mieć założonego PEGa i
abyśmy mogli rytualnie wyrzucić do śmietnika znienawidzoną już sondę.
Dopracowane były wszystkie szczegóły. Plan zakładał wynajęcie pokoju w pobliżu
szpitala i zakwaterowanie się tam całą rodziną plus babcia słupska. Krzysiek miał
być cały czas przy Adasiu, babcia miała być cały czas w owym pokoju z Alą i
Pawełkiem, a ja miałam biegać ze szpitala do pokoju i z powrotem, aby zaspokoić
głód maminej obecności u całej trójeczki, a nadto móc dokarmić czasem Ssaka
Alutka. Pokój został znaleziony i zarezerwowany już dawno, zaliczka zapłacona. Urlop
męża i babci zaplanowany z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Profilaktycznie
izolowałam Adasia od wszelkich potencjalnych źródeł infekcji, a tydzień
wcześniej nawet zrezygnowałam z rehabilitacji, żeby się nigdzie nie zetknął z
jakąś chorobą. Chwilę grozy przeżyłam miesiąc temu, gdy się okazało, że
córeczka mojej serdecznej przyjaciółki zachorowała na ospę wietrzną – a
spędziła u nas popołudnie w okresie największej zakażalności, bawiąc się z Pawełkiem oraz przytulając i całując
Alicję i Adasia. Byłam pewna, że cała trójka (no, może poza zaszczepionym
przeciwko ospie Pawełkiem) polegnie w starciu z wirusem i w terminie operacji Adaś
będzie jeszcze wyglądał jak biedroneczka. Jednak nie doceniłam własnych dzieci
- ospa okazała się zbyt słabym przeciwnikiem i żadne z dzieci się nie zaraziło.
Termin operacji zbliżał się powoli, a tymczasem w piątek Pabliś zaczął pociągać noskiem. Jednak, jako
że po południu miał jechać z tatą do Warszawy, gdzie tata miał zrealizować swój
prezent na Dzień Ojca (kto zgadnie jaki? Podpowiadam: trzech Anglików i duża
ilość czterech kółek na Narodowym), to jeszcze byłam spokojna. Włączyłam
Adasiowi leki wspomagające oporność i pomyślałam, że akurat przez weekend
Pawełkowy katarek się wyklaruje i najwyżej, jeśli rzeczywiście będzie chory,
wyprowadzę Adasia na ten jeden dzień do babci. W piątek po południu katar jednak dopadł
Adasia i Alicję. Przez całą sobotę Adaś miał stan podgorączkowy
i powoli już godziliśmy się z myślą o odwołaniu operacji. W niedzielę jednak stan Adasia bardzo się poprawił – katar niemal ustąpił,
gorączka znikła, osłuchowo było czyściutko, nawet nie było zbyt wiele zalegań.
Po głowie zaczęła mi krążyć myśl, czy by jednak nie zdecydować się na zabieg, w
końcu dwudniowy katarek to nic takiego.
No i wtedy się zaczęło – w nocy z
niedzieli na poniedziałek Adaś zaczął mieć duszności, mocno kaszlał aż do
wymiotów, wróciła temperatura. Poproszona w poniedziałek rano nasza kochana
Pani Doktor stwierdziła przeziębienie u Pablisia i Alutki oraz… zapalenie płuc
u Adasia. Natychmiast zadzwoniliśmy po kolejny nasz Ratunek Chorobowy, czyli
Adasiową Pielęgniarkę. Adaś został zaopatrzony w wenflonik i antybiotyk - i już
mógł rozpocząć proces zdrowienia.
Dziś czuje się odrobinkę lepiej,
chociaż ma jeszcze trochę duszności. A ja nie mogę wyjść ze zdumienia nad tym
obrotem spraw. Adaś jeszcze nigdy w życiu nie miał zapalenia płuc, zawsze
udawało się zatrzymać chorobę na etapie zapalenia oskrzeli. Od stycznia ani
razu nie zachorował, mimo że kilkukrotnie w domu były grypy i anginy. Oparł się
nawet ospie wietrznej. A teraz, kilka dni przed planowanym zabiegiem, nagle, w
przeciągu jednego dnia - zapalenie płuc i to z czego – z kataru!
I tak sobie myślę, że może tak
miało być? I puszczając wodze fantazji, marzę sobie, że może to dlatego, że
zdarzy się jakiś cud, uda nam się zatrzymać padaczkę i wróci nasz reagujący, śmiejący się i jedzący Adaś?... Kto wie?
O masz, ja to znowu jak się na coś nastawię, to nie lubię jak los pokrzyżuje mi plany. No, ale masz rację, coś w tym jest skoro Adaśko nigdy nie miał zapalenia płuc a przed zabuegiem go dopadło. Zdrówka życzymy!
OdpowiedzUsuńDzięki, Adaś już coraz lepiej się czuje :) Pozdrawiamy!
UsuńNo to pięknie, ale może faktycznie nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, trzyma za to dobro ogromne kciuki no i szybkiego powrotu do zdrowia Kochani!
OdpowiedzUsuńOj, a z katarku naprawdę wiele może się wykluć, już znam to z doświadczenia..
Oj tak, te katarki bywają zdradliwe. Pozdrawiamy i uściski dla Tymusia!
UsuńCóż, może Bóg wie lepiej... Nieustająco trzymam kciuki za Wasze zdrowie.
OdpowiedzUsuńPs. A skąd jest ten cytat w tytule?
Pozdrawiam spod lasu
Asia
Dziękujemy serdecznie! A cytat to bodajże Woody Allen.
Usuń