Translate

wtorek, 24 września 2013

"Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach"

Dziś rano mieliśmy się stawić z Adasiem w szpitalu w Gdańsku, aby jutro synek mógł mieć założonego PEGa i abyśmy mogli rytualnie wyrzucić do śmietnika znienawidzoną już sondę. Dopracowane były wszystkie szczegóły. Plan zakładał wynajęcie pokoju w pobliżu szpitala i zakwaterowanie się tam całą rodziną plus babcia słupska. Krzysiek miał być cały czas przy Adasiu, babcia miała być cały czas w owym pokoju z Alą i Pawełkiem, a ja miałam biegać ze szpitala do pokoju i z powrotem, aby zaspokoić głód maminej obecności u całej trójeczki, a nadto móc dokarmić czasem Ssaka Alutka. Pokój został znaleziony i zarezerwowany już dawno, zaliczka zapłacona. Urlop męża i babci zaplanowany z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Profilaktycznie izolowałam Adasia od wszelkich potencjalnych źródeł infekcji, a tydzień wcześniej nawet zrezygnowałam z rehabilitacji, żeby się nigdzie nie zetknął z jakąś chorobą. Chwilę grozy przeżyłam miesiąc temu, gdy się okazało, że córeczka mojej serdecznej przyjaciółki zachorowała na ospę wietrzną – a spędziła u nas popołudnie w okresie największej zakażalności, bawiąc  się z Pawełkiem oraz przytulając i całując Alicję i Adasia. Byłam pewna, że cała trójka (no, może poza zaszczepionym przeciwko ospie Pawełkiem) polegnie w starciu z wirusem i w terminie operacji Adaś będzie jeszcze wyglądał jak biedroneczka. Jednak nie doceniłam własnych dzieci - ospa okazała się zbyt słabym przeciwnikiem i żadne z dzieci się nie zaraziło.

Termin operacji zbliżał się powoli, a tymczasem w piątek Pabliś zaczął pociągać noskiem. Jednak, jako że po południu miał jechać z tatą do Warszawy, gdzie tata miał zrealizować swój prezent na Dzień Ojca (kto zgadnie jaki? Podpowiadam: trzech Anglików i duża ilość czterech kółek na Narodowym), to jeszcze byłam spokojna. Włączyłam Adasiowi leki wspomagające oporność i pomyślałam, że akurat przez weekend Pawełkowy katarek się wyklaruje i najwyżej, jeśli rzeczywiście będzie chory, wyprowadzę Adasia na ten jeden dzień do babci. W piątek po południu katar jednak dopadł Adasia i Alicję. Przez całą sobotę Adaś miał stan podgorączkowy i powoli już godziliśmy się z myślą o odwołaniu operacji. W niedzielę jednak stan Adasia bardzo się poprawił – katar niemal ustąpił, gorączka znikła, osłuchowo było czyściutko, nawet nie było zbyt wiele zalegań. Po głowie zaczęła mi krążyć myśl, czy by jednak nie zdecydować się na zabieg, w końcu dwudniowy katarek to nic takiego.

No i wtedy się zaczęło – w nocy z niedzieli na poniedziałek Adaś zaczął mieć duszności, mocno kaszlał aż do wymiotów, wróciła temperatura. Poproszona w poniedziałek rano nasza kochana Pani Doktor stwierdziła przeziębienie u Pablisia i Alutki oraz… zapalenie płuc u Adasia. Natychmiast zadzwoniliśmy po kolejny nasz Ratunek Chorobowy, czyli Adasiową Pielęgniarkę. Adaś został zaopatrzony w wenflonik i antybiotyk - i już mógł rozpocząć proces zdrowienia.

Dziś czuje się odrobinkę lepiej, chociaż ma jeszcze trochę duszności. A ja nie mogę wyjść ze zdumienia nad tym obrotem spraw. Adaś jeszcze nigdy w życiu nie miał zapalenia płuc, zawsze udawało się zatrzymać chorobę na etapie zapalenia oskrzeli. Od stycznia ani razu nie zachorował, mimo że kilkukrotnie w domu były grypy i anginy. Oparł się nawet ospie wietrznej. A teraz, kilka dni przed planowanym zabiegiem, nagle, w przeciągu jednego dnia - zapalenie płuc i to z czego – z kataru!

I tak sobie myślę, że może tak miało być? I puszczając wodze fantazji, marzę sobie, że może to dlatego, że zdarzy się jakiś cud, uda nam się zatrzymać padaczkę i wróci nasz reagujący, śmiejący się i jedzący Adaś?... Kto wie?


6 komentarzy:

  1. O masz, ja to znowu jak się na coś nastawię, to nie lubię jak los pokrzyżuje mi plany. No, ale masz rację, coś w tym jest skoro Adaśko nigdy nie miał zapalenia płuc a przed zabuegiem go dopadło. Zdrówka życzymy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Adaś już coraz lepiej się czuje :) Pozdrawiamy!

      Usuń
  2. No to pięknie, ale może faktycznie nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, trzyma za to dobro ogromne kciuki no i szybkiego powrotu do zdrowia Kochani!
    Oj, a z katarku naprawdę wiele może się wykluć, już znam to z doświadczenia..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, te katarki bywają zdradliwe. Pozdrawiamy i uściski dla Tymusia!

      Usuń
  3. Cóż, może Bóg wie lepiej... Nieustająco trzymam kciuki za Wasze zdrowie.
    Ps. A skąd jest ten cytat w tytule?
    Pozdrawiam spod lasu
    Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy serdecznie! A cytat to bodajże Woody Allen.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.