- Mamo, zapnij mi guziki!
- Mamo, wciągnij mi buciki!
- Mamo, zawiąż sznurowadło!
- Mamo, podnieś, bo coś spadło!
- Mamo, przynieś mi łyżeczkę!
- Mamo, popraw poduszeczkę.
We dnie, w nocy, wieczór, rano
- Mamo, wciągnij mi buciki!
- Mamo, zawiąż sznurowadło!
- Mamo, podnieś, bo coś spadło!
- Mamo, przynieś mi łyżeczkę!
- Mamo, popraw poduszeczkę.
We dnie, w nocy, wieczór, rano
Ciągle
tylko: - Pomóż, mamo!
Za to
beczeć umie sam…
- Znasz
takiego?
Bo ja
znam.
[I.Suchorzewska]
[I.Suchorzewska]
Natrafiłam na ten wierszyk w
jednej z dziecięcych książeczek, które maniacko czytamy Pawełkowi. Nie spodobał
mi się ze względu na swoją wykpiwającą puentę, ale zapadł w pamięć. A w
czwartek wydobył się z tejże pamięci
wraz z refleksją.
Ale od początku. Od kilku dni
Adaś był bardzo niespokojny. Mało spał, często się budził, bardzo się kręcił i popłakiwał. Najgorsze
było jednak totalne szaleństwo padaczkowe. Pojawiły się jakieś zupełnie nowe
napady, w zatrważającej wręcz ilości, nawet kilkunastu na godzinę. Napady te
były bardzo krótkie, podczas nich Adaś otwierał szeroko oczy i zamierał w
bezruchu lub wykonywał dziwne, nieskoordynowane ruchy. Kładliśmy to na karb
odstawiania jednego z leków przeciwpadaczkowych i byliśmy zrozpaczeni tą
reakcją.
Momentami wydawało nam się też,
jakby go coś bolało. A że Adasia najczęściej boli brzuszek, poiliśmy go
herbatkami z rumianku i koperku, rozgniataliśmy nospę, aby ją podać przez
sondę, podawaliśmy paracetamol, całymi nocami masowaliśmy brzuszek i robiliśmy
synkowi ciepłe, rozluźniające kąpiele. I nic. Niepokój, popłakiwanie, napady się utrzymywały, a my zupełnie nie wiedzieliśmy, jak mu pomóc.
Bezradne patrzenie na cierpienie
swojego dziecka to jedna z najgorszych rzeczy, jakie mogą spotkać rodzica. Nie
wiedząc, jak mogę mu pomóc, tuliłam go tylko i płakałam razem z nim. Aż w
czwartek w nocy przyjrzałam się dokładniej Adasiowi i zauważyłam pewną
charakterystyczną cechę – popłakując, Adaś co chwilę otwierał buzię i przesuwał
języczkiem po podniebieniu. Przyszło mi do głowy, że może bolą go ząbki. Od
razu tego samego dnia odwiedziliśmy dentystę i jak się okazało, to była
doskonała decyzja. Pani doktor obejrzała Adasiowe ząbki i stwierdziła, że w
wyniku napadów starło się wypełnienie i miazga zębowa była odsłonięta.
Ząbek miał więc prawo boleć, i to bardzo. Jak to ujęła: „My byśmy nie wytrzymali
tego bólu, co dopiero taki maluszek”. Od zejścia z fotela dentystycznego
zachowanie Adasia diametralnie się zmieniło. Niepokój, popłakiwanie i dziwne
napady minęły, jak ręką odjął. Wykończony kilkudniowym bólem Adaś przespał
spokojnie popołudnie i cały następny dzień.
A ja zostałam z kłębowiskiem
różnych uczuć, wśród których wybijały się wyrzuty sumienia, że tak dużo czasu
zajęło mi domyślenie się, co mu dolega, współczucie dla Adasia oraz ogromna
wdzięczność za matczyną intuicję, dzięki której mogłam mu pomóc.
Została mi w głowie też kojarząca
się z wierszykiem refleksja. Mając również zdrowe dzieci, wiem, jak denerwujące
może być ciągłe „mamo, to”, „mamo, tamto”.
Ale to właśnie dzięki temu „mamowaniu” nasze dzieci mogą zakomunikować
nam swoje potrzeby, a mu wówczas możemy je zaspokoić. Mogą powiedzieć, że coś je
boli, smuci czy martwi. Mogą domagać się naszej obecności, przytulenia czy
rozmowy. Komfort możliwości usłyszenia potrzeb dziecka możemy docenić wówczas,
gdy stajemy w obliczu ciągłego zgadywania – czy nic go nie boli? Czy jest mu
wygodnie? Czy chciałby zmienić pozycję? Czy nie jest głodny, spragniony? Czy
chce być przytulony czy odłożony do łóżeczka?
Czy nie jest mu za zimno, za ciepło?
I chociaż rodzicielska intuicja
często pomaga nam znaleźć odpowiedź na te pytania, to i tak jestem
niewyobrażalnie wdzięczna za każde „mamo!”, choćby to usłyszane po raz setny w
przeciągu kwadransa.
PS. A tak przy okazji, muszę się pochwalić - od kilku dni "mama" słyszę już z dwóch źródeł! :)
Witam!
OdpowiedzUsuńPadaczka jest straszna, sama mam 14 letnią siostrę cioteczną która cierpi na tą chorobę, ściślej mówiąc jej lekoodporną postać.
Prowadzę z ciocią kalendarz ataków Nastusi (głównie na potrzeby wizyt lekarskich), w którym poza ilością, czasem i przebiegiem ataków również dawkowanie leków. Ostatnio podczas uzupełniania kalendarza ciocia zauważyła, że od kiedy zaczęła podawać jej wit. b6 i magnez ilość ataków znacznie się zmniejszyła, pomimo że lekarze twierdzili że to nie będzie działać na ten rodzaj epilepsji.
Pozdrawiam
Ania
Aniu, bardzo Ci dziękuję za podpowiedź. Wypróbujemy ten sposób - może zadziała również na Adasia.
UsuńŻyczę, aby znalazł się lek na Nastusiową padaczkę.
Pozdrawiam i raz jeszcze dziękuję! :)
O mamo, ile Adas musial wycierpiec :( czytalam i oczy lzami mi zachodzily.. Ale to prawda, intuicja kochajacych Mam jest niezawodna. Wierszych piekny, choc fakt puenta taka sobie. Dobrze, ze tak to "tylko" sie skonczylo, bo byl moment, ze zaczelam sie bac czytac dalej - przepraszam :(
OdpowiedzUsuńMAMA.. Cudownie to slyszec, ja tez od kilku dni slysze takie delikatne cichutkie "mama" od Tolenki :) nie wiem czy wypowiada to swiadomie, ale brzmi cudownie :)
Bo nasze dziewczyny w ogóle są rewelacyjne! :-D
UsuńCzy to jutro jest Adasiowy dzień i mamy odmówić obiecane modlitwy?
OdpowiedzUsuńTak, MIA, dziękuję za pamięć. Jutro miał być dzień Adasiowej operacji - ale wszystko się pozmieniało. Może to właśnie kwestia modlitw i tak miało być?
UsuńJa myślę, że gdyby tylko Adaś mógł, to by zalewał Cię słowami "Mama" jeszcze częściej niż jego młodsze rodzeństwo :-) Za te nieprzespane noce i mędrkowania nad złotym środkiem, cudownym lekarstwem, za te niezmęczone nigdy ramiona ukojenia, uśmiech przynoszący ulgę w chorobie... co sekundkę spojrzeniem Adaś mówi: MAMO, DZIĘKI, JESTEŚ WSPANIAŁA! Ale przecież Ty to wiesz... po to właśnie też jest intuicja na szczęście!:-) Całuje i ściskam całą Rodzinkę!
OdpowiedzUsuń