Adaś obchodził wczoraj swoje kolejne mini-urodzinki. Na
liczniku mamy już 2 latka i 7 miesięcy. Nasz Mały Książę dostał niezwykły
prezent urodzinowy od dziadków – złotą koronę, jak na prawdziwego księcia
przystało ;)
Jesteśmy tak bardzo szczęśliwi, że Adaś jest cały czas z
nami. Naprawdę, nie oczekujemy od niego niczego innego, żadnych sukcesów czy
postępów – tylko żeby był. I żeby aż był.
Tak na dobre, z tego „aż” zdaliśmy sobie sprawę po
narodzinach Alicji. Jakoś od czasu Adasia nie pojawiło się żadne dziecko ani w
rodzinie, ani wśród znajomych. Nie mieliśmy więc skali porównawczej. Pawełka
poznaliśmy, gdy miał już cztery miesiące. Oczywiście, zauważyliśmy ogromną
przepaść w zakresie umiejętności dzielącą go od Adasia, ale przyznacie, że
czteromiesięczne dziecko naprawdę sporo umie.
Teraz, kiedy urodziła się Alicja, mieliśmy możliwość
zaobserwowania, ile umie zdrowy noworodek. I jesteśmy w szoku. Okazało
się bowiem, że dopiero co urodzona Alicja umie więcej niż Adaś osiągnął dwoma
latami ciężkiej, codziennej pracy. Dużo lepiej kontroluje główkę, łączy rączki
w linii środka, doskonale radzi sobie ze ssaniem i łykaniem, dodatkowo
koordynuje te czynności z oddychaniem, bez żadnego problemu piła nawet
lekarstwo z malutkiego kubeczka. Nie wspominam już o tym, że oddychanie czy
kaszel nie są dla niej najmniejszym wyzwaniem.
Patrzymy na to wszystko ze zdumieniem już od trzech tygodni i
z minuty na minutę rośnie nasz szacunek i podziw dla Adasia. Jaki
nieprawdopodobnie dzielny jest ten nasz synek. Jak ogromnym wyzwaniem było dla
niego zbliżenie się choć trochę do takiego zestawu umiejętności, który zupełnie
gratis dostała Alicja i każde inne zdrowe dziecko. Jak wielkiego wysiłku
wymagało opanowanie tego wszystkiego, jak wiele wytrwałości! Ok., niech
inni piszą matury, wchodzą na Mount Everest, wymyślają nowe antybiotyki czy
latają w kosmos. Nasz synek codziennie, od dwóch lat i siedmiu miesięcy wchodzi
na swój Mount Everest. I chociaż padaczka co chwilę zrzuca go kilka pięter w dół - on
się nie poddaje, po każdym upadku podnosi się i rusza znów pod górkę. A my
- zawsze razem z nim, każdego dnia ucząc się od niego wytrwałości i miłości.
I oby jak najdłużej:) i bez cierpienia...
OdpowiedzUsuńAż mi się narzuca takie zakończenie Twojego posta:)
Myślę, że to wielka umiejętność- zająć taką właśnie perspektywę wobec chorego dziecka... Chylę czoła. Przed Adasiem i przed Waszą wrażliwością.
I pozdrawiam jak zwykle ciepło całą Piątkę.
Wszystkiego najlepszego Adasiu - dużo siły:))!!!! Jakie to szczęście, że masz taką cudowną Rodzinę:)
OdpowiedzUsuńPaństwo życzę samych słonecznych chwil:)
A.
Oby tak dalej Adasiu! Bądź dzielny i wspinaj się codziennie na swój szczyt!
UsuńWszystkiego najlepszego Adasiu - dużo siły:))!
OdpowiedzUsuńDziękujemy Wam wszystkim - w imieniu Adasia i naszym :)
OdpowiedzUsuńKorona dla zdobywcy Mount Everest .Adasiu życze ci dalszych sukcesów tych małych i dużych .Pani Patrycjo a państwo codziennie zdobywacie najwyższe szczyty poiekując się i dając tyle miłości całej trójce.Pozdrawiam serdecznie Beata z hospicjum.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękujemy :) Również pozdrawiamy bardzo ciepło - i serdecznie zapraszamy, jak będzie Pani gdzieś w pobliżu!
UsuńCudnie to opisałaś, łza się w oku kręci, wzruszyłam się.. Dokładnie, to jest korona dla największego zdobywcy Mount Everest!! I jak najwięcej takich szczytów zdobytych w Twoim życiu Adasiu kochany.
OdpowiedzUsuńps: jakie On ma piękne rzęsy!!!
Dzięki :) To prawda, rzęsy ma cudne, zresztą włosy też - bardzo grube i gęste. Szkoda, że Ala takich nie ma, przydałyby jej się :)
UsuńPiekne jest to co piszesz o swoim synku, dzieki tej stronie i ja pokochalam Adasia i mysle o nim czesto i zycze mu samych pieknych chwil i duzo zdrowka. Agnieszka Zubrycka
OdpowiedzUsuńAgnieszko, dziękuję! Pozdrawiam Cię serdecznie - i buziaki dla Twojego cudnego synka!
Usuń