Translate

środa, 25 lutego 2015

Jeszcze w to nie wierzę, ale...

... jesteśmy w domu!!! Dziś lekarze zdecydowali, że z ogromnymi zaleganiami, które zostały Adasiowi po ciężkiej chorobie, może spokojnie walczyć w domu. Pobyt na pediatrii był dla niego w tym momencie dodatkowym zagrożeniem, bo - bardzo osłabiony i wyjałowiony antybiotykami - mógł łatwo złapać jakieś nowe choróbsko. Zwinęliśmy się zatem błyskawicznie i pomknęliśmy do domu ile koni w silniku.
Od progu czekała na Adasia niespodzianka, przygotowana przez nianię z maluchami:


Adaś od razu wyczuł, że jest w domu. Uśmiechnął się do niani na powitanie, po czym wtulił się w swoje łóżeczko i zapadł w spokojny sen. Saturację całe popołudnie trzyma bardzo dobrą i wyraźnie się wyciszył i uspokoił. 

A my siedzimy wszyscy na zaimprowizowanym na szybko przyjęciu powitalnym (pizza i torcik z cukierni) i nie możemy jeszcze w to wszystko uwierzyć. Być wszyscy razem i w domu - czy czegoś więcej potrzeba do szczęścia?

8 komentarzy:

  1. Świętuję z Wami, gratulacje Mały Wielki Książe
    I tak trzymać :) :) :)

    pozdrawiam serdecznie
    marta z krakowa

    OdpowiedzUsuń
  2. Niczego więcej do szczęścia nie potrzeba. A nianię macie cudowną :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No to cudnie, na to czekałam. Miłych spokojnych snów - wszyscy w domu, w komplecie. Ucałowania Ania

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie w komplecie, pora na zasłużony odpoczynek.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wreszcie rodzinka razem!!! Super, Adaś to jednak dzielny i silny chłopiec. Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj w domku Adasiu :*

    Ściskam!!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Na pewno u siebie będzie najszybciej dochodził do zdrowia

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.