Na Niedzielę Wielkanocną
zaplanowaliśmy chrzest Alicji. Miało być słonecznie i wiosennie, ptaki miały
radośnie ćwierkać za oknem, do kościoła mieliśmy się udać całą rodziną spacerkiem,
ciesząc się z pierwszych ciepłych dni. Delikatna, leciutka sukieneczka dla Ali
wisiała przygotowana w szafie, a na wypadek, gdyby było nieco chłodniej,
czekała też pelerynka z cienkiego polarku. Tak miało być. Jak było? Każdy chyba
widział za oknem piękną zimę, którą mamy tej wiosny.
Każdy – poza mną. Byłam tak przejęta
pogorszeniem stanu zdrowia Adasia, tak bardzo tym zmartwiona i skoncentrowana
na tym, aby przynieść mu ulgę, że zupełnie to do mnie nie dotarło. Na swoje
usprawiedliwienie dodam, że mając pod opieką Alicję, karmioną piersią i jedzącą
jak prawdziwa dama – małe porcje, za to niemal co pół godzinki – oraz wymagającego
ciągłej uwagi Adasia, nie wychodziłam zupełnie z domu i prawie nie wyglądałam
przez okno. Co prawda, kilka dni przed Świętami w jednym z kościołów w moim
mieście zorganizowano Noc Konfesjonałów, więc około 22-giej, po ułożeniu do spania
wszystkich dzieci, zdołałam się wyrwać do spowiedzi – ale i wówczas, zajęta
myślą, czy w domu wszystko w porządku, nie zwróciłam uwagi na pogodę.
Efekt był taki, że w Wielką
Sobotę rano zdałam sobie sprawę z kilku faktów:
Po pierwsze – zima za oknem, a ja
chcę przystroić naszą dwumiesięczną córeczkę w lekką sukienkę, aby spędziła w
tym stroju półtorej godziny w nieogrzewanym kościele
Po drugie – dla siebie mam
przygotowaną również lekką sukienkę i wiosenny płaszczyk.
Po trzecie – zaplanowaliśmy, że
do kościoła pójdziemy całą rodziną, nie organizowaliśmy więc żadnej opieki dla
dzieci. JAK chcieliśmy zabrać do kościoła przeziębionego Adasia, non stop „charcholącego”,
wymagającego co chwilę odsysania i wspomagania koncentratorem tlenu???
Po czwarte – zdałam sobie sprawę,
że zupełnie zapomnieliśmy zamówić tort dla Alicji!!!
Po piąte – przecież dziś jest
Wielka Sobota, a my nie pomalowaliśmy jeszcze pisanek - ostatnie święcenie w
naszym kościele jest o godzinie 12.00!
Po szóste – zapomnieliśmy kupić
barwniki do pisanek!
Po siódme – zapomnieliśmy kupić
prezenty na Zajączka dla naszych własnych dzieci (nie wiem, jak to zrobiliśmy,
bo o „Zajączkach” dla dzieci z rodziny pamiętaliśmy).
W pierwszej chwili zrobiło mi się
gorąco ze zdenerwowania, ale zaraz potem zwołałam kryzysową naradę rodzinną.
Przede wszystkim zdecydowaliśmy,
że Adaś w tym stanie zdrowia do kościoła nie pójdzie, a zostanie z nim moja
mama. Nie obeszło się bez lekkiego smuteczku z mojej strony, że na chrzcie
naszej córeczki nie będzie jej braciszka i babci, ale oczywiście wiedziałam, że
to najlepsze możliwe wyjście. Po dłuższym namyśle (i po wyjrzeniu przez okno,
za którym szalała śnieżyca) uznaliśmy, że w domu zostanie także Pawełek.
Rzuciliśmy się też robić przegląd
Alusiowej szafy, aby znaleźć coś odpowiedniejszego na zimowe wyjście, niż jej
leciutka sukieneczka. Udało się znaleźć
biały ciepły pajacyk i bawełniane śpioszki do założenia pod spód. Bratowa
przywiozła biały puchaty becik, pozostały po chrzcie mojej brataniczki – i w
połączeniu z polarkową pelerynką udało się skompletować z tego wszystkiego całkiem
niezły zestawik. Pocieszyłam się myślą, że w końcu najważniejszy jest Sakrament,
nie strój i że zawsze mogę przebrać Alicję
po powrocie z kościoła. Sama też postanowiłam pójść w spodniach i swetrze i
przebrać się po powrocie.
Następnie usiadłam do Internetu i
znalazłam pocieszającą informację, że w innym kościele święcenie pokarmów
odbywa się aż do 16-tej. W związku z tym mieliśmy jeszcze wystarczająco dużo
czasu, aby żeńska połowa rodziny plus dzieci usiadła do malowania pisanek (u
nas tradycyjnie gorącym woskiem), a męska część ruszyła na poszukiwania białego
tortu i barwników do jajek (próbowaliście je kiedykolwiek dostać w Wielką
Sobotę???). „Zajączkowe” prezenty postanowiliśmy natomiast odłożyć na
poświąteczną przyszłość.
Malowanie pisanek
Jednak nie ma to jak praca
zespołowa – dwie godziny później pomalowane już woskiem pisanki nabierały barwy,
w lodówce zagościły aż dwa torty – malutki biały, kupiony przez teścia i
większy pomarańczowy, zakupiony przez mojego męża („bo nie było białego, a ten
był taki wesolutki”), na Alę czekał zestaw ubraniowy odpowiedni do pogody, a
mąż wyjechał z koszyczkiem na święcenie. Kryzys zażegnany - odetchnęliśmy z
ulgą.
Wielkanocna Alicja i pisanki
Nazajutrz wszystko udało się
rewelacyjnie – Adaś poczuł się wreszcie znacznie lepiej, Alunia wyglądała nadspodziewanie
ślicznie w awaryjnym ubranku, w kościele była bardzo grzeczna i niemal całą
mszę przespała, a po powrocie do domu mogliśmy wszyscy przebrać się z wersji
zimowych w wersje eleganckie i zacząć świętowanie. Alicja dostała obydwa torty,
co dla jej taty stało się pretekstem do żartów, że będzie z niej druga mamusia –
ja bowiem dostałam od męża dwa pierścionki zaręczynowe. Między zakupem
pierwszego a jego wręczeniem zdążyłam bowiem zmienić zdanie co do wyglądu wymarzonego
pierścionka, więc mąż na wszelki wypadek kupił drugi ;)
Chrzest Alicji
Świętowanie
Witam,
OdpowiedzUsuńdzieciaki to słodziaki, chlopaki takie eleganckie, a mała księżniczka prześliczna.
Macie super rodzinę i podziwiam Państwa za to, że tak super sobie radzicie :)
Życzę wszystkiego dobrego
Bardzo dziękuję! Również pozdrawiamy i życzymy wszystkiego dobrego!
UsuńWow, czytając gorąco mi się zrobiło, chyba bym usiadła i głośno zapłakała , jestem pełna podziwu dla tak fantastycznej organizacji i zachowania zimnej krwi :)
OdpowiedzUsuńAlicja prześliczny aniołek i dwaj przystojniacy - bomba :)
Wszystkiego dobrego dla Was kochani i jak zwykle największy buziak dla Adasia :*
Dzięki :) Najważniejsze, że wszystko się udało. Pozdrawiam najcieplej Was wszystkich, a zwłaszcza Tosieńkę :)
UsuńPiękne te pisanki!
OdpowiedzUsuńA chłopcy w takich samych kamizelkach prezentują się fantastycznie!:)
Wiosenne pozdrowienia.
Dzięki :) Również pozdrawiamy wiosennie i słonecznie!
Usuń