Jedzenie i picie to czynności, które wykonujemy całkowicie
automatycznie, nie zastanawiając się nad tym, z jak wielu elementów składa się
tak prosta niby czynność. Dzieci z
Zespołem Millera-Diekera nie są takimi szczęściarzami. Sztuka jedzenia i picia
jest u nich okupiona żmudną i systematyczną pracą, a wiele z nich, mimo ogromnego
wysiłku, nie jest w stanie tego opanować i musi być żywiona za pomocą sondy lub
PEGa.
O Adasiowe jedzenie walczymy od pierwszych dni jego życia.
Nikt, kto nie próbował kiedykolwiek nakarmić tak chorego dziecka, nie jest w
stanie sobie wyobrazić, jak ciężkie jest to przedsięwzięcie. Ciężkie fizycznie –
bo trzymanie w stabilnej pozycji za pomocą własnego ciała 9-kilogramowego, zupełnie
wiotkiego dziecka przez około godzinę, nie jest łatwe – oraz wyczerpujące psychicznie,
bo Adaś szybko traci siły, wypluwa jedzenie zamiast łykać, często krztusi się,
w wyniku czego nierzadko zwróci wszystko, co do tego czasu udało mu się zjeść.
Nie zliczę, ile razy karmiłam Adasia, płacząc przy tym z bezsilności i ze wszystkich sił
powstrzymywałam się przed poddaniem się, rzuceniem o ścianę miseczką z
jedzeniem i podjęciem decyzji o PEGu.
Karmienie buzią jest jednak niezwykle ważne dla jego
zdrowia. Po pierwsze, alternatywne metody żywienia mogą powodować wiele powikłań,
których chcielibyśmy uniknąć (sonda – odleżyny i nadżerki w przełyku, martwica
przegrody nosowej, uszkodzenia mechaniczne podczas zakładania; PEG – wyciekanie
treści żołądkowej i kwasów żołądkowych, zakażenia, a nawet zapalenie
otrzewnej).
Po drugie – zaprzestanie ćwiczeń w zakresie jedzenia buzią spowoduje
u Adasia zanik umiejętności połykania. Konsekwencją tego będzie konieczność
ciągłego odsysania śliny, której dzieci z MDS mają i tak w nadmiarze. Częste
odsysanie powoduje natomiast, że w wyniku mechanicznego drażnienia znów wzrasta ilość wydzieliny i koło się zamyka. Zalegająca wydzielina nadkaża się i staje
się źródłem infekcji.
Po trzecie – karmienie doustne umożliwia smakowanie pokarmów,
co ma -według mnie- znaczenie i dla rozwoju, i dla przyjemności.
Przez lata walczyliśmy o tę Adasiową umiejętność. Można
powiedzieć, że się udało – Adaś jest karmiony łyżeczką i pojony kubeczkiem.
Jednak ostatnimi czasy jest to dla niego coraz trudniejsze. Od czasu, gdy rok
temu wróciła padaczka, Adaś coraz gorzej funkcjonuje. Już dawno się nie śmieje,
niezwykle rzadko można zobaczyć jego uśmiech. Gorsze funkcjonowanie przełożyło
się też na jedzenie i Adaś coraz częściej wymagał karmienia przez sondę, bo
bywało, że całymi dniami nie miał siły nic zjeść. Od jakiegoś czasu częściej
można zobaczyć Adasia z rurką w nosku, niż bez.
Zaczęliśmy szukać pomocy. Pisałam już o naszej wizycie w
Poradni Żywienia. Adasiowa diagnostyka w tej poradni jest w toku – do tej pory
synek miał serię zdjęć RTG, w wyniku których odkryto, że Adasiowy żołądek
opróżnia się znacznie wolniej niż powinien. To właśnie może być przyczyną tego,
że Adaś właściwie wcale nie sygnalizuje (nie odczuwa?) głodu i cierpi na częste
zaparcia. Niedługo powinniśmy się dowiedzieć, co możemy z tym zrobić.
W Poradni zaczęto też powoli przygotowywać nas do
przemyślenia kwestii założenia Adasiowi PEGa. Nie ukrywam, że sami już
zaczęliśmy o tym myśleć. Sonda powinna być rozwiązaniem tymczasowym, a ta
tymczasowość rozciąga się nam już na długie miesiące. Po przeczytaniu w Internecie
chyba wszystkich możliwych wątków na temat: sonda czy PEG, byliśmy jeszcze
bardziej przestraszeni i zdezorientowani, niż na początku. Pełna rozterek
napisałam więc maila do pani doktor genetyk, która od początku zajmuje się
Adasiem i zawsze przychodzi nam z pomocą w trudnych adasiowych kwestiach. Niezależnie
od tego zaczęłam się też przyzwyczajać do myśli o PEGu. Kiedy byłam już niemal pogodzona
z tą perspektywą, dostałam odpowiedź od naszej pani doktor – po konsultacjach
uznała ona, że założenie Adasiowi PEGa nie jest tak bezproblemowe, jak by się
wydawało, ze względu na konieczność znieczulenia. Ryzyko związane ze
znieczuleniem uznała ona za zbyt wysokie w tym przypadku i poradziła, abyśmy
zostali na razie przy dokarmianiu sondą, skoro Adaś dość dobrze to znosi.
Mail ten wzbudził we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony
poczułam ulgę, że nie tylko ja nie chcę tego PEGa i że długookresowe karmienie
przez sondę nie jest znów takim szaleństwem. Z drugiej – zaczęłam się bać. Co
będzie, jeśli Adaś już zupełnie przestanie jeść, a sondy spowodują uszkodzenie
przełyku? Czy staniemy wówczas przed decyzją – czy nie zakładać PEGa i
ryzykować, że nasze dziecko umrze z powodu odwodnienia czy z głodu, czy założyć
i ryzykować śmierć z powodu powikłań po znieczuleniu? Poczułam, jakby zamknęło
się przed nami jakieś wyjście awaryjne. Co prawda, nie chciałam na razie z niego
korzystać, ale pewniej się czułam z taką możliwością.
Później jednak wzięłam się w garść. Co wynika z tego, że
Adaś teraz gorzej je? Tylko to, że muszę zrobić co w mojej mocy, żeby jadł
lepiej! Przypomniałam sobie, że w Polsce istnieje pewna osoba, guru wśród
neurologopedów, do której mogłabym się udać po pomoc w tej
kwestii, dr Aleksandra Łada. Terapeutki Adasia zawsze wspominały o niej z
wielkim szacunkiem i podziwem dla jej profesjonalizmu i ogromnych kompetencji.
Jedyną trudnością był fakt, że przyjmuje ona w Gliwicach, które od Słupska
dzieli znaczny kawałek Polski. Jestem dość „mobilna”, więc w normalnych
warunkach po prostu zapakowałabym Adasia w samochód i pojechalibyśmy na południe.
Teraz jednak dwumiesięczny Alutek karmiony wyłącznie piersią troszeczkę
utrudniał taką eskapadę. Znalazłam w internecie informację, że pani doktor przyjmuje również w Warszawie, ale nie znalazłam niestety numeru telefonu. Postanowiłam więc napisać maila na znaleziony w sieci przypuszczalny adres pani doktor. Szczęście mi sprzyjało, bo na mojego maila odpisała dr Łada we własnej osobie, podając mi kontakt do gabinetu w Warszawie. Owo szczęście okazało się jeszcze większe, gdy przeczytałam, że w drugiej
połowie kwietnia będzie również przez kilka dni z wykładami w Gdańsku!!! Takiej
okazji nie mogłam przepuścić! Pani doktor była tak miła, że zgodziła się nas
przyjąć w przerwie między wykładami. W wyznaczonym dniu zapakowałam więc do
samochodu Adasia, Alicję i Babcię w roli Alusiowej niani i pojechaliśmy.
Jechałam trochę z duszą na ramieniu, bo Adasiowe jedzenie jest
ostatnio naprawdę kiepściutkie i bałam się, że usłyszę kategoryczne polecenie
założenia PEGa. Pani doktor okazała się być jeszcze bardziej miła na żywo niż
wirtualnie, a wizyta była niezwykle owocna. Pani doktor dobrze oceniła Adasia,
powiedziała, że je dużo lepiej niż się spodziewała po tej jednostce chorobowej
i że takie funkcjonowanie ona traktowałaby w kategoriach cudu! Powiedziała też,
że gdyby wcześniej wiedziała, jak on sobie radzi, to umówiłaby go nie w
przerwie, ale podczas wykładu, aby pokazać go studentom. Och, jak bardzo mnie
podbudowały te słowa!!! Widząc równię pochyłą, na której jesteśmy od czasu powrotu
padaczki i po której się powolutku staczamy, byłam już bardzo zmartwiona i
pełna poczucia niemocy i bezsilności. Teraz znów poczułam, że nasza walka miała
sens i że jeszcze wcale nie jest źle! Pani doktor pokazała mi, jakie błędy
popełniałam przy pojeniu Adasia i zastosowanie się do jej wskazówek sprawiło,
że Adasiński wypił tego samego dnia aż 150 ml kaszki w przeciągu pół godziny!!!
Do tej naszą górną granicą było około 50 ml przez cały dzień!
Kolejną nowiną –
niezbyt dobrą – było odkrycie, że Adaś ma już niestety niewielkie przykurcze w
stawach żuchwowych. Trzeba temu natychmiast przeciwdziałać, bo brak reakcji z
naszej strony skończy się bólem dla Adasia i zwiększeniem przykurczy do takiego
stopnia, że nie zdołamy otworzyć mu buzi choćby po to, by umyć mu ząbki. Tym,
co może zapobiec przykurczom, jest gryzienie. Zanim zdołałam wyjaśnić, że Adaś
nie potrafi gryźć, mój syn na rękach pani doktor pogryzł chrupka kukurydzianego
i kawałek jabłka!!!
Ze zdumienia przez dłuższą chwilę nie mogłam wykrztusić ani
słowa. Wygląda na to, że nie doceniam potencjału własnego dziecka! :)
Na dowód - Adaś Chrupkożerca :)
Do domu wróciliśmy z zaleceniami systematycznego treningu
pojenia i gryzienia i z nową nadzieją w sercach.
Z nowym zapałem, wytrwale ćwiczymy teraz jedzenie, picie i
gryzienie. Jest różnie – raz lepiej, raz gorzej, ale wierzę, że nasz synek
stanie na wysokości zadania i jeszcze nas zaskoczy w tej kwestii. Ach, jak ja
lubię być tak zaskakiwana! :)))
A na deser - Pawełek wprowadza Alicję w tajniki obsługi komputera:
Wspaniałe wieści! Cieszymy się niezmiernie razem z Wami! O Pani Dr słyszałam też same dobre opinie i obiecano nam trening u niej... Dajecie nadzieję, że warto :-)
OdpowiedzUsuńMama Krzysia
Myślę, że naprawdę warto! Trzymam kciuki za Krzysia i pozdrawiam ciepło i wiosennie! :)
UsuńPrzy chrupku i jabłku popłakałam się. Brawo, śliczny chłopczyku! Bardzo się cieszę z takich dobrych wiadomości :)
OdpowiedzUsuńMagda
Serce rośnie i też mi łzy poleciały przy chrupku i jabłku oraz 150ml kaszki w pół godziny :) To jest coś nieprawdopodobnego ile przechodzicie i ile choroba zabiera Adasiowi i cudowne jest to jak mimo zapewne częstej bezsilności, braku sił i przygnębienia stajecie na wysokości zadania! Chylą przed Wami czoła i jak zawsze ściskam Adasia całym serduchem :)
OdpowiedzUsuńPozostałe Maluszki przesłdokie :*
Dzięki! Uściski też dla Was! :)
UsuńKochana potrafisz budować dramaturgię ;-)...cieszę się bardzo z Waszych sukcesów...tak Trzymać...Pozdrawiamy Brygada Ziomala;-)
OdpowiedzUsuńHej, hej! Witam Ziomala i jego brygadę! :) Pozdrawiamy serdecznie!
UsuńTeż chciałam napisać "Kochana"- a tu proszę- nie ja jedna:)
OdpowiedzUsuńStrasznie się cieszę! z tego co opisujesz- czyli z możliwości Adasia! A wiesz, że nie ty jedna, Matko Droga, czasem nie dostrzegasz możliwości swojego chorego dziecka;)! Chyba cierpimy na grzech główny pod tytułem "niepełnosprawny- nie spodziewaj się wiele". Głupio mi to pisać, ale sama się na sobie i Ignacym o tym przekonałam, wstydziłam się potem tego bardzo, więc się dzielę z Tobą- żebyś już Ty się wstydzić przynajmniej nie musiała:) Ściskam Cię serdecznie!
Oj, to prawda, czasem zdecydowanie nie doceniamy naszych wspaniałych dzieci. Ignacy to w ogóle "wymiata", wnioskując z ostatnich wpisów :))) Dzielny chłopak!!! Uściski dla całej Waszej ferajny!
Usuń