Translate

niedziela, 15 marca 2015

Dziś

Co się dzieje, gdy mama da dwojgu dzieciom farbki do malowania palcami, a sama zajmie się trzecim dzieckiem? Odpowiedź na załączonych obrazkach ;)






(tak, tak, te mazaje na ścianie przy schodach,
tak akurat na wysokości małych rączek,
to fresk autorstwa moich pociech)

A owo trzecie znów chore, tym razem angina. Poczułam się trochę jak wyrodna matka, bo kamień spadł mi z serca, gdy po dwóch dniach (a właściwie nocach) wysokich gorączek, przyspieszonej akcji serca i po kilku nie wykazujących nic niepokojącego osłuchiwaniach, wreszcie po zajrzeniu w gardło zapadła diagnoza. Oczywiście, nie lubię jak Adaś choruje, ale ogromną ulgą jest dla mnie zawsze fakt, że wiem, co się dzieje. 

Najbardziej boję się takich jego dziwnych gorączek - niby nic się nie dzieje, nie jest chory, a nagle ręce i nogi Adasia robią się lodowato zimne. Teraz już wiemy, że wtedy trzeba mu jak najszybciej podać leki przeciwgorączkowe, mimo że temperatura na głowie jest jeszcze prawidłowa, bo inaczej nie damy rady zbić gorączki, która niewątpliwie niedługo wzrośnie. Kiedy jeszcze tego nie wiedzieliśmy, w przeciągu kilku minut temperatura potrafiła skoczyć nawet do 40 stopni i zupełnie nie działały żadne leki. Podawaliśmy maksymalne dawki ibupromu, by za jakiś czas podać jeszcze maksymalną dawkę paracetamolu - i nic. Wreszcie Adaś lądował pod chłodnym prysznicem i dopiero taki kilkukrotny zabieg zbijał temperaturę. Po takim ataku gorączki nie było nigdy żadnych widocznych oznak jakiejkolwiek choroby, więc tym bardziej nas to niepokoiło i pozostawiało pole do niewesołych rozmyślań i prognoz.

Tym razem ku mojej uldze było inaczej. Biedak dostał zatem znów antybiotyk i dziś już czuje się o niebo lepiej. Dużo śpi, a kiedy wreszcie się budzi, jest uśmiechnięty, wesolutki i ruchliwy. I taki bardzo "adasiowy". Czasem przemknie mi przez głowę myśl, jak niewiele brakowało, by nie było go teraz z nami. Otrząsam się z tej myśli szybko, jak z koszmarnego snu, i staram się myśleć tylko o tym, że jest. Że żyje. Uśmiecha się. Domaga się kontaktu. Parafrazując - wczoraj do nas już nie należy. Jutro niepewne... Tylko dziś jest nasze*.



I jeszcze perełki na koniec, obie kościelne.

Dziś poszliśmy całą rodziną (poza chorym Adasiem i czuwającym przy nim tatą) do kościoła. Bardzo rzadko chodzę z dziećmi, bo przez całą mszę koncentruję się wówczas wyłącznie na utrzymaniu ich w spokoju, ale dziś się wybraliśmy. Maluchy ledwo wytrzymały tę godzinę, ale jakoś dały radę. Potem pojechaliśmy wszyscy, razem z babcią, moim bratem i jego rodziną, na rurki z kremem, a potem do domu na wspólny obiad. Wieczorem kąpię Alusię, a jej zebrało się na wspominki.
- Fajny był dzień dzisiaj - zaczyna Ala.
- Mi też się podobał - potwierdzam i podpytuję, co jej się podobało. Oczywiście, wymienia rurki z kremem, zabawę z kuzynami, jeżdżenie na rowerku.
- A w kościele ci się podobało? - pytam, trochę przewrotnie.
- Taaak - nieco niepewnie odpowiada Ala.
- To za tydzień chcesz też pójść ze mną?
Na co Ala po chwili namysłu, z poważną minką:
- Lepiej jak zostanę z tatusiem...

A wieczorem Paweł snuje refleksje:
- Jak znowu pójdziemy do kościoła, to dostanę od ciebie pięć złotych i jak przyjdzie Pan Jezus z tą tacą, to ja mu tam wrzucę te pieniążki.


* Jan Paweł II

14 komentarzy:

  1. Dzień dobry! Czasami podczytuję i dzisiaj nie mogę sobie odpuścić komentarza - więc to nie tylko moje dziecko myśli, że w kościele daje się Panu Jezusowi pieniążki :))) Mój synek dodatkowo stwierdził, że to po to, żeby Pan Jezus sobie mógł za te pieniążki kupić coś do jedzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry!
      witamy drugiego Adasia :)
      Ja początkowo nie mogłam zrozumieć, o co chodzi Pawełkowi, ale potem Pan Jezus w tej roli bardzo mnie rozbawił.
      A cel zbiórki wg Waszego Adasia też szczytny :)))

      Pozdrawiamy!

      Usuń
  2. Dzieciaczki mają niezły rozmach z tym malowaniem, ale co tam, ciuchy do prania, dzieciaczki do mycia, a ze ścianą też można sobie poradzić, za to radość ich bezcenna, no i przynajmniej zajęcia sensoryczne zaliczyły.
    Zasmuciłam się, że Adasiek znów chory, ale jak przeczytałam, ze antybiotyk zadziałał to nie mogę wyjść z podziwu jaki on jest silny, jeszcze niedawno leżał w szpitalu, a teraz zwalczył anginę. Tak trzymaj Adasiu, no i precz wszelkie choróbska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, zajęcia sensoryczne to oni uskuteczniają często ;) Ciuchy się wyprały, dzieci się umyły, fresk pozostał - czeka na generalne malowanie po podrośnięciu pociech. Adaś trzyma się dzielnie, walczy z anginą z uśmiechem na buzi - pewnie myśli sobie "co tam angina po takim wirusisku" :)

      Usuń
  3. Podobno dzieci dzielą się na czyste i szczęśliwe... Te zdecydowanie są szczęśliwe :) Pozdrowienia dla Adasia! Nie daj się chorobom :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozdrowienia przekazane :) A moje dzieci mają takie pomysły (i chyba za liberalną matkę), że na szczęśliwe wyglądają aż za często ;) Pozdrowienia dla Was!

      Usuń
  4. O mamo, jakie masz dzieła na podłodze i ścianie :) Domyślam się, ze dzieci były przeszczęśliwe, mam ciut mniej kiedy przyszło do sprzątania ;) Ale skupienie i potem radość na tych słodkich pysiaczkach wynagradza wszystko :)
    "Fryzura farbna" Pawełka przeurocza :)

    Adasiątko znowu chore, dobrze, ze to "tylko" angina, ale niech zdrowieje bidulek, bo to nic fajnego chorować na anginę :/

    Szczerość dzieci jest rozbrajająca :) - Lepiej jak zostanę z tatusiem... uśmiałam się! I ten pan Jezus zbierający na tacę :) :)

    buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, sprzątanie nie było najfajniejszą częścią imprezy.
      Zwłaszcza, że okraszone było dodatkowymi przeżyciami - jak wpakowałam maluchy do wanny, zabrawszy ze sobą Adasia do łazienki, Adaś dostał duszności. Saturacja spada, maluchy w wannie pełnej wody na górze, a cały Adasiowy osprzęt, łącznie z inhalatorem i tlenem, na dole. No i teraz zagwozdka - lecieć na dół z Adasiem? A co z maluchami? Jak je zostawię w wannie, to mi się potopią. Na wyjmowanie, wycieranie, kremowanie, ubieranie nie ma czasu. Wyjąć i zostawić - poprzeziębiają się. Biegałam więc góra-dół, utrzymując stały kontakt głosowy i w międzyczasie ściągałam telefonicznie Krzyśka do domu. Ot, codzienne atrakcje ;)
      A jak zadeptaliśmy te malowidła podłogowe w trakcie tego biegania i jak poroznosiliśmy tę farbę po całym domu to szkoda pisać. Całe szczęście, już jakiś czas temu odkryłam uniwersalność zastosowań mokrych chusteczek - i sprawdziły się na piątkę!

      A Pan Jezus z tacą jest naszym hiciorem od wczoraj, ogromnie mnie rozbawił! :-D

      Usuń
    2. Wiesz, ja w sytuacjach krytyczno - wannowych kazałam synkom śpiewać - żeby mieć ich na słuchowej :) Buziaki dla wszystkich

      Usuń
    3. O, to dobre z tym śpiewaniem. Zapamiętam na nie-daj-Boże powtórkę. Dzięki!

      Usuń
  5. Nietuzinkowe te wasze codzienne atrakcje. Czytałam komenatrz z zapartym tchem :) Wesoło macie. Ten kontakt głosowy jak trzeba malucha zostawić w wannie to bardzo dobrze się sprawdza :)

    W życiu mnie Pan Jezus tak jeszcze nie rozbawił ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze, że to nie były mazaki - te za cholerę nie chcą zejść! Kiedyś jedna z moich córek zostawiła mi mazaczek niezakryty w łóżku i może i trochę niewygodnie było, ale naturalna miękkość mojego ciała tę niewygodę pochłonęła - po czym rano obudziłam się z przepięknymi niebieskimi plamami (skóra działa jak lignina), szorowałam się prawie jak szczotką ryżową pod prysznicem, ale niewiele to dało. Najgorsze, że tego dnia miałam umówioną wizytę u lekarza.
    Równie kiepsko zmywa się pastele olejne ze ścian i kredki świecowe roztopione na grzejnikach - to jeszcze prze Wami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mazaki już przerobione i w konsekwencji zakazane bezterminowo - o ile z tapicerki mebli schodzą dzięki mokrym chusteczkom (wolę nie myśleć, co w nich jest takiego, że spierają mazaki i właściwie każdą plamę), to na ścianach zostały ku pamięci. Kredek świecowych na grzejnikach jeszcze nie próbowaliśmy, ale masz rację - wszystko przed nami :)
      Lekarz pewnie się uśmiał?

      Usuń
  7. Witam w gronie posiadaczy malowideł naściennych ;-) Taka duuuuża kartka, nie można pozwolić się jej marnować.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.