Translate

sobota, 14 czerwca 2014

Koty-Kłopoty i cała reszta

Nie mamy umiaru. Nigdy zresztą w tej kwestii nie mieliśmy. Mąż wychował się na wsi, więc zwierząt było pod dostatkiem, a z kolei przez mój dom, za przyzwoleniem bardzo liberalnych i prozwierzęcych rodziców, przewinęły się tabuny psów, chomiki, gołębie, które wypadły z gniazda, myszki, papużki, a nawet jeden zając, wykupiony za resztki kieszonkowego przeze mnie i brata z rąk handlarza na targowisku. Handlarz zacierając ręce zarzekał się, że własnoręcznie potrącił go samochodem i że trzeba go tylko dobić i pyszny pasztecik niemal gotowy. Zając oczywiście nie został dobity, otrzymał imię Zaliczka (tak, byłam wówczas na etapie Pana Samochodzika), ciepły kąt, wikt i opiekę medyczną. Skłoniliśmy nawet chirurga szczękowego do odbycia wizyty domowej i zadrutowania mu połamanej szczęki. Niestety, uszkodzenia powypadkowe okazały się zbyt rozległe i Zaliczka po niedługim czasie odeszła do Zajączkowego Nieba. 

Ale przygarnianie wszystkiego, co żywe i potrzebujące, jakoś nam się utrwaliło i ilość zwierząt w naszej rodzinie przekracza wszelkie normy zakreślone przez zdrowy rozsądek. Moja mama w związku z tym posiada dwa psy i dwie papużki, mój brat ma obecnie jednego psa (drugiego niedawno pożegnali), dwa króliki (kupione jako zaczątek hodowli, ale pokochane i awansowane na domowników, co przekreśliło plany hodowlane) i schroniskowego kota. Teściowie mają psa i dwa koty. A my jeszcze tydzień temu posiadaliśmy dwa psy, znanego Wam już kota i rybki. Wyobraźcie sobie w tym momencie rodzinny wyjazd na wakacje!!! 90% wynajmujących kwatery rzuca słuchawką w panice, usłyszawszy skład osobowy. I nawet im się nie dziwię. Też bym chyba rzuciła, gdybym usłyszała, że poza ludźmi kwatery szuka sześć psów i cztery koty (papugi, rybki i króliki na ogół z nami nie jeżdżą).

No dobrze, a co się wydarzyło tydzień temu? Siedzę ja sobie spokojnie w pracy, gdy nagle dostaję od męża smsa o treści „Mamy nowego kota”. Oblał mnie zimny pot i tchu mi zabrakło. Jak to?? Kolejnego??? Okazało się, że Sara, jedna z naszych psic, znalazła kociaka. Sara bardzo dziwnie się zachowywała. Tak długo podbiegała do każdego, kto akurat wyszedł przed dom, po czym w te pędy biegła pod jeden z krzaków, stała tam i szczekała, aż wreszcie ktoś się tym zainteresował. A pod krzakiem, w naszym osobistym ogrodzie, siedział malutki kotek. Przerażony, zmoknięty i drżący. Cóż było robić? Został zabrany do domu, ogrzany i nakarmiony. Mąż w te pędy zabrał go też do weterynarza, bo wiadomo, małe dzieci w domu. Okazało się, że kotek jest płci męskiej, ma około 2, 5 miesiąca, jest dość zadbany, zdrowy i na pewno domowy. Jako że nie byliśmy zbyt zachwyceni kolejnym domownikiem, otrzymał miano Kotek-Kłopotek. 

Kłopotek zaraz po znalezieniu

Mimo że mój mąż uparcie twierdził, że kotek został nam podrzucony, istniało ryzyko, że Kłopotek się po prostu komuś zgubił. Rozwiesiliśmy więc w okolicy oraz na portalu z ogłoszeniami anonse o jego znalezieniu. Zadzwoniłam też z taką informacją do schroniska, gdzie uzyskałam też poradę, że „jak się nikt nie zgłosi, to niech go pani wypuści, kot to zwierzę wolnożyjące”. Pewnie się bali, że będę chciała odwieźć go do nich, ale przyznam, że trochę mnie oburzyło takie podejście schroniska. Ciekawe, czy wypuszczają wszystkie te zwierzęta, które się do nich przywozi…

Jak na razie nikt się po Kłopotka nie zgłosił, zatem wygląda na to, że mąż miał rację. Kłopotek i Minnie zapałali do siebie ogromną miłością, więc mimo że początkowo planowaliśmy mu znaleźć dom, to wygląda na to, że mały już ten dom znalazł.



Co nas trochę przekonuje, to fakt, że Kłopotek jest dużo bardziej tolerancyjny na pieszczoty niż Minnie, więc może on da się nakłonić do Adasiowej kototerapii ;)

Kłopotek śpi w łóżeczku Adasia

A poza tym u nas spokój. Adaś jest zdrowy, z napadami nie jest najgorzej, kanał PEGa się rzeczywiście uszczelnił, choć nadal się trochę „paprze”. Wypróbowaliśmy już ogromną ilość opatrunków, jednak żaden nie przebija Kendalla. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy tak aktywnie włączyli się do ich poszukiwań. Wypróbowujemy teraz też maść Ilex. Laurce pomogła, więc może i u Adasia się sprawdzi.

Dzięki wsparciu mojej mamy kupiliśmy też Adasiowi nowy wózek i fotelik. Zamierzaliśmy wykorzystać na to dofinansowanie z NFZ, które od tego roku zostało znacznie zwiększone (do 3 tysięcy z chyba 800 zł), ale niestety wózki, które dobrze stabilizują Adasia, mają ceny rzędu około 15-16 tysięcy. Dopłacić jakieś 12 tysięcy, nawet gdyby PCPR część dorzucił, to i tak dla nas za dużo. Moglibyśmy, co prawda, ubiegać się o dofinansowanie z jakiejś fundacji, ale po pierwsze, będziemy chcieli wykorzystać tę opcję na fotelik  samochodowy, który też już woła o wymianę, a po drugie, przypadkiem znalazłam na tablicy poszukiwany przez nas i niemal nieużywany wózek i fotelik w bardzo dobrej cenie (2,5 tysiąca za obydwa sprzęty). Zakupiliśmy je zatem i Adaś jest obecnie szczęśliwym właścicielem wózka Ormesa New Bug i fotelika R82 Panda Futura. 

Jesteśmy nimi zachwyceni. Wózek go po prostu świetnie stabilizuje, ma podnóżek wyżej podnoszony niż Kimba, więc wreszcie Adasiowe nóżki do niego sięgają, ma też bardzo wygodnie regulowane wszystkie nachylenia. Ma oczywiście też swoje wady – bardzo się trzęsie na nierównej powierzchni. Pewnie więc będziemy wymieniać koła lane na dmuchane, może to trochę zamortyzuje.

Fotelik R82 też nam się bardzo podoba. Podnóżek się w nim reguluje jeszcze lepiej niż w Ormesie, bo również pod różnymi kątami, ma też regulowane podłokietniki. Ale to, co najbardziej nam się podoba, to podstawa pokojowa opuszczana do poziomu samej podłogi, dzięki czemu możemy bardziej włączać Adasia w zabawy podłogowe z rodzeństwem. Drugą świetną rzeczą jest tzw. Centrum Aktywności, czyli specjalny pałąk, do którego na wysokości oczu mocuje się zabawki i obrazki. Takich zwykłych pałąków do tej pory kupiłam osiem i żadnego nie udało się dobrze dopasować do poprzedniego wózko-fotelika, więc bardzo się cieszę, że w tym jest już takie rozwiązanie w oryginale. No i kolejna cudna rzecz – duże koła i uchwyt do prowadzenia, co doceni tylko ten, kto choć raz próbował przejeżdżać Kimbą na podstawie pokojowej bez uchwytu i z małymi kółeczkami po progach, dywanach i chodniczkach. Natomiast wadą tego fotelika jest nieregulowane i trochę za duże siedzisko, ale rozwiązaliśmy ten problem za pomocą zwykłej wkładki redukcyjnej do fotelika samochodowego, z której wyrósł już Paweł. Mam nadzieję, że sprzęty się sprawdzą i będą Adasiowi dłuuuugo służyć.

Zbliża się Dzień Ojca, zakończyła się też facebookowa akcja Pomagamy Poli, promująca wspaniałych ojców niezwykłych dzieci. Jeśli chcecie zobaczyć, jak można zmieścić ogrom miłości w zaledwie czterech minutach, to obejrzyjcie. Nasze chłopaki też tam oczywiście są – w 2:19 minucie :)



Tym optymistycznym akcentem kończę i życzę Wam wspaniałego weekendu!


15 komentarzy:

  1. Pati pomyśl o sterylizacji kotków, żebyście za chwile nie mieli ich z 8 ;-)U kotów to błyskawiczna sprawa.
    Pozdrawiam ciepło
    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, posiadanie ośmiu kotów też pewnie miałoby swoje zalety ;) A tak na serio, to w poniedziałek Minnie ma zabieg.
      Buziaki, Kochana!

      Usuń
  2. Już wczoraj obejrzałam i Was rozpoznalam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Filmik obejrzałam, zawory mi puściły już po kilku sekundach i lało się do końca, widziałam Twoich chłopaków, moi są pod koniec :)
    Gratuluję kolejnego kociaka :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pocieszę Cię, że koty w stadzie są mniej kłopotliwe i zajmują się same sobą:) super :)
    ps. co tam u mamy Krystiana?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, kocie szaleństwa trwają non stop, a obydwa futrzaki śpią wtulone w siebie.
      U mamy Krystiana ciężko ostatnio, ale jest duża szansa, że z mieszkaniem się uda. Na dniach ma być komisja, czekamy, trzymając kciuki.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Trudno sie nie uśmiechnąć czytając Twoj kolejny bardzo pozytywny wpis :-) Jak wszystkie poprzednie wieją optymizmem i radością.
    A co do kotka toż to żaden z niego " kłopotek" a ogromny "farciarz ". Trafić do takiego domu pełnego miłości i pozytywnej energii prosto z ulicy to trzeba mieć ogromne kocie szczęście :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest ;) "Kłopotek" to raczej z naszej perspektywy - choć potwierdza się stara prawda, że największą zmianę odczuwa się między "0 zwierzęcia" a "1 zwierzę". A potem to już nie zauważa się różnicy... tylko karmy więcej schodzi ;)

      Usuń
  6. Bardzo, bardzo Was podziwiam (y)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jesteście niesamowici z tymi zwierzakami :) jako dziecko tez tak zbierałam wszystko, warunki jednak na wiele nie pozwalały.
    Super, że tak Wam się udało z tym fotelikiem i wózkiem, baaaardzo się cieszę :)
    No i filmik - wzruszyłam się już na samą myśl o nim. Wiele z tych dzieci "znam", wspaniale, że mają takich cudownych ojców. Często mając zdrowe dzieci, ojcowie się nie potrafią sprawdzić, mojej Zuzi tak się nie sprawdził, dlatego dla tych Tatusiów przez ogromne T wielkie brawa!! :)
    ściskam Was i czekam na lipiec :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, są ojcowie, którzy niestety nie sprawdzają się w tej roli. Ale często potem zjawiają się tacy, którzy to nadrabiają :)
      Ja już też bardzo niecierpliwie czekam na lipiec i odliczam ostatnie dni w pracy. Zatem - do zobaczenia! :)

      Usuń
    2. Ha, to prawda, nadrabiają z nawiązką :)
      Odliczam dni, jak nie godziny do naszego spotkania :) Yupi!!

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.