Translate

czwartek, 13 marca 2014

Kwiaty przy drodze

Wczoraj usłyszałam taką przypowieść:

*
Pewna stara chińska kobieta miała dwa wielkie dzbany na wodę i nosiła je na drążkach powieszonych na ramionach. Jeden z dzbanów miał pęknięcie, natomiast drugi był bez wady i zawsze utrzymał pełną porcję wody. Po długiej drodze od rzeki do domu starej kobiety jeden z dzbanów był zawsze do połowy pusty. To trwało całe dwa lata a stara kobieta przynosiła do domu zawsze tylko jeden dzban pełen wody.
Dobry dzban był oczywiście zawsze dumny ze swojego wyczynu. Biedny pęknięty dzban za swoją wadę bardzo się wstydził i bardzo go to trapiło, że potrafił wykonać tylko połowę tego, do czego był przeznaczony.
Po dwu latach, które wydawały mu się straszne, rzekł do kobiety:
„Bardzo się wstydzę za swoje pęknięcie, gdyż z niego wycieka woda po całej drodze do twojego domu“.
Stara kobieta uśmiechnęła się. „Nie zauważyłeś, że na twojej stronie drogi kwitną kwiaty a na drugiej stronie nie?
Zasiałam na twojej stronie nasionka, gdyż wiedziałam o twoim pęknięciu i w ten sposób za każdym razem, gdy wracamy do domu, podlewałeś je. Przez całe dwa lata mogłam zrywać te piękne kwiaty i przyozdabiać nimi stół. Gdybyś nie był takim, to piękno by nie istniało i nie zdobiło naszego domu”.*

 *

I tak, w kontekście tej przypowieści, pomyślałam o moim niedoskonałym synku, tak bardzo przypominającym taki pęknięty dzban. Ktoś mógłby uznać, że do niczego się nie nadaje, że trzeba by go wyrzucić na śmietnik i kupić nowy. A przecież, dokładnie jak w przypowieści, tyle pięknych kwiatów zawdzięczam właśnie Adasiowej niedoskonałości.

Najpiękniejszym kwiatem, który zawdzięczamy Adasiowej chorobie, jest nasz cudowny Pawełek. Co prawda, w naszych planach życiowych adopcja się pojawiała – ale zarówno moi rodzice, jak i teściowie również mieli takie plany, a życie je zweryfikowało. Możliwe, że i u nas by tak się skończyło – a na pewno nie zdecydowalibyśmy się na adopcję tak szybko, a więc ten konkretny Pawełek nie byłby nasz (aż boję się o tym pomyśleć!).

Dzięki Adasiowi zaczęłam w ogóle pisać blog, przez co poznałam tak wiele niesamowitych, niezwykle wartościowych osób. Czy – gdyby Adaś był zdrowy – poznałabym Laurę, Krzysia, Ignasia i tak wiele innych wspaniałych dzieci i ich rodziców? O ile uboższe byłoby moje życie bez tych wirtualnych i nie tylko wirtualnych przyjaźni?

Czy bez Adasiowej niepełnosprawności miałabym szanse poznać tak wielu dobrych ludzi? Czy widziałabym na własnym przykładzie, że ludzie naprawdę chcą czynić dobro i tylko szukają takiej możliwości?

Bez Adasiowej choroby nie mogłabym poznać tak licznych wspaniałych, zaangażowanych lekarzy i pielęgniarki. To dzięki niej mogę czerpać z nich dobro, życzliwość i mądrość i brać z nich przykład.

Nasz synek zmienił też zupełnie moje życie zawodowe. Wymusił rezygnację z etatu. Nadał mojej pracy zupełnie nową wartość, zupełnie inne spojrzenie na chore dzieci i ich rodziców, zupełnie inne rozumienie tego, co dzieje się w ich sercach.

Dzięki naszemu synkowi – i moim przyjaciołom oczywiście - powstał coraz prężniej działający ośrodek terapeutyczny dla dzieci, w którym z terapii korzysta już prawie setka dzieciaków.

Adaś przewartościował też nasze spojrzenie na życie. Sprowadził codzienne kłopoty do właściwej dla nich rangi, nauczył nas doceniać rzeczy małe i cieszyć się z każdej chwili.


Tych „kwiatów przy drodze” jest na pewno więcej. I na pewno jeszcze nie jeden na niej zakwitnie. Mogę więc tylko powiedzieć: „Dziękuję, Synku. Dziękuję za Twoją niedoskonałość”. Widzę Sens.


*treść przypowieści skopiowałam ze strony: http://mojajoga.wordpress.com/2011/06/23/przypowiesc-o-peknietym-dzbanie/

16 komentarzy:

  1. Pięknie Patuś to opisałaś, pięknie!!
    Cieszę się, że mimo cierpień swojego dziecka, umiesz dostrzec w tym sens. Pozytywnie nawet Ci troszkę zazdroszcze tego bogactwa duchowego.. Uwielbiam Waszego niedoskonałego Synka i ciesze się ogromnym szczęsciem Pawełka <3 Ściskam jak zawsze Kochani

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) A co do Pawełka - to przede wszystkim my mamy ogromne szczęście, że jest z nami :) Ściskam i pozdrawiam Ciebie i Twoje dzieciaki, a zwłaszcza Toleńkę-Gwiazdeczkę!

      Usuń
  2. Ale się wzruszyłam. To wszsytko jest tamie prawdziwe, to Adaś otwiera nasze serca na czynienie dobra i ja też za to mu dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przekazałam Adasiowi podziękowania - tak jakby troszkę się uśmiechnął :)

      Usuń
    2. To tak ja teraz :)

      Usuń
  3. Brak słów jak trafnie to opisałaś. Mówiłam Ci już że powinnaś napisać książkę? Pozdrawiamy, Stella.

    OdpowiedzUsuń
  4. Patrycjo, przeczytałam tę przypowieść mojej dziewięcioletniej córce i spytałam o czym ona jest. Usłyszałam: o tym że każdy choć ma wady to jest wyjątkowy i wnosi coś dobrego. Jednak te nasze dzieci dużo piękniej widzą świat niż my sami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. JPII powiedział, że "dzieci są nadzieją, która rozkwita wciąż na nowo". Dziękuję!

      Usuń
  5. ciekawe tylko czy wspomniany Adas widzi sens w swojej przepieknej niepelnosprawnosci.Nieszczesnik nie wie na jakim swiecie zyje a do tego ten nie pojety przez niego swiat jest pelen bolu i choroby.Adas jest wspaniale dreczony nie wiadomo po co bo jego schorzenie jest nie do wyleczenia.Nie pomoga ziola aminokwasy znachorzy i uzdrowiciele. Biedak skazany na meke

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam głęboką nadzieję, że ten komentarz wynikał z czystego współczucia dla Adasia, a nie zwykłego hejterstwa i chęci zranienia nas – i wolę założyć, że z tych pierwszych pobudek.

      Doskonale zdajemy sobie sprawę, że Adasiowa choroba jest nie do wyleczenia. Dalibyśmy wszystko, co mamy, żeby mogło być inaczej. Niestety, nie ma takiej możliwości.

      Zostaliśmy postawieni – wszyscy, Adaś też – w takiej, a nie innej sytuacji. Wiemy, że nasz synek umrze. Z tym nic nie możemy zrobić i doskonale to wiemy. Mamy wybór tylko między dwiema drogami - możemy albo walczyć o to, na co mamy choć minimalny wpływ, czyli na poprawę jakości życia synka - albo zrezygnować i dopiero wtedy skazać go na cierpienie, związane z przykurczami, wykańczającymi napadami, obrzękiem mózgu w wyniku nasilającej się padaczki, topieniem się we własnej wydzielinie z dróg oddechowych. Nasze starania (i pewnie nie wiadomo z czego wynikający dobry stan Adasia) sprawiły, że te powodujące cierpienie aspekty jego życia są na razie wyeliminowane. I o to ciągle walczymy. Adaś nie może mieć zdrowia, ale robimy wszystko, by nie cierpiał.

      Kochamy go nad życie, takiego, jakim jest. I choć rzeczywiście dostrzegamy na własnym przykładzie, jak cierpienie potrafi czynić dokoła dobro – to bardzo chętnie oddalibyśmy tę chorobę w pakiecie z sensem i uszlachetnianiem, byleby tylko wieść zwykłe życie ze zdrowym Adasiem. Niestety, nie było nam to dane.

      Zabolał mnie Pana/Pani komentarz. Na pewno nie życzę Panu/Pani, aby znalazł się Pan/i na naszym miejscu – bo jest to tak ogromne i niezawinione cierpienie dla całej rodziny, że nie życzę tego absolutnie nikomu. Nie proszę nawet o zrozumienie czy empatię, bo to zdolność nielicznych. Wymagam natomiast szacunku dla naszego syna, dla nas i dla cudzego cierpienia. I za to z góry dziękuję.

      Usuń
    2. ludzka podłość jest nie ograniczona nie życzę żle temu komuś co pod anonimem napisze wszystko ale parę kopniaków od tego wspaniałego życia które ma mógłby dostać może by się opamiętał nie przejmujcie się ludzką głupotą i niezrozumieniem serdecznie pozdrawiam

      Usuń
  6. Ten post powyżej skomentuję tylko: WEŹ ADASIA KALECTWO I POKAŻ JAK
    GO NIE DRĘCZYĆ I MĘCZYĆ.
    A przypowieść piękna. Myślę, że najlepszym kwiatkiem jest radość z sukcesów Adasia - jego uśmiechy i próby rozmowy z rodzicami (uwidocznione na filmikach). Myślę, że gdyby Adaś był zdrowym chłopcem nie cieszyłby Was jego uśmiech, spokój, radość tak jak teraz.
    Buziaczki dla Kwiatka Adaśka i jego cudnych rodziców - na lepszych nie mógł trafić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Kochani. Podwójnie prawda - i to, że łatwo mówić komuś, kto żyje w zupełnie innej rzeczywistości i nie jest zmuszony podejmować miliona trudnych decyzji dziennie; i to, że rzeczywiście, choroba Adasia nauczyła nas cieszyć się z ogromnej ilości drobnych rzeczy, których pewnie nie dostrzegalibyśmy, gdyby był zdrowy. Co nie zmienia oczywiście faktu, że i my, i pewnie Wy, chętnie byśmy tego niedostrzegania w zdrowiu spróbowali :)
      Pozdrawiam Was serdecznie i raz jeszcze dziękuję za głos wsparcia :-*

      Usuń
  7. Zabieram tę opowieść na trudniejsze chwile dla siebie;) wiem, że mogę, prawda?
    Co do męki Adasia- cóż, nasze dzieci łatwo nie mają, ale innego życia nie znają, cieszą się tym, co jest- bo, że doświadczają też chwil radosnych, nie mam wątpliwości. Życie to nie cukierek. Nie musi być jakieś, jakiego oczekujemy, czy wydaje nam się, że powinno być. Życie jest. My robimy z nim, co chcemy.
    A że niektórzy ludzie widzą tylko ciemniejszą stronę - cóż, nie sądzę, że im to przynosi osobiste korzyści, raczej zgorzknienie...
    Miło mi, że znaleźliśmy miejsce w tym poście:)
    Ściskamy Cię mocno, Pat, i resztę rodziny Waszej też.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, opowieść zabieraj i noś na co dzień przy sobie, aby przydała się wtedy, gdy będzie potrzebna :)
      Masz całkowitą rację. Nasze dzieci mają tylko jedno życie. To życie. Na wiele nie mamy wpływu. Ale to, na co wpływ mamy, możemy wykorzystać w 100 procentach.
      I patrzyć w jaśniejszą stronę. Bo szczęście jest w nas, nie w okolicznościach.
      Również Was ściskam mocno! :)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.