Translate

czwartek, 22 listopada 2012

22. listopada 2012r.

Oj, ten Adaś uczy nas, aby nie tracić czasu i nie odkładać niczego na jutro. Już, już chciałam napisać, jak to mój starszy syn ładnie je, że przez ostatnie kilka dni potrafi zjeść na jeden posiłek nawet 200 ml. Ech, trzeba było korzystać z chwili i pisać, póki aktualne.

Bowiem wczoraj, po kilku dniach przepięknego zajadania sporych ilości, Adam oficjalnie obwieścił, że nastąpiły Dni Śpiocha i zasnął w południe, tuż po rehabilitacji, po czym beztrosko przespał obiad, podwieczorek i kolację. Obudził się dopiero późnym wieczorem, tylko po to, by przekręcić się na drugi boczek. Niezadowolonym skrzywieniem buzi skwitował nasze namowy do zjedzenia choćby odrobiny kaszki. 

Nie mieliśmy zatem wyjścia. Wieczorem, w obliczu braku jakichkolwiek chęci do dobrowolnej współpracy ze strony Adasia, wystosowaliśmy „sondowny nakaz” jedzenia. Czy to Tata doszedł już do takiej wprawy, czy zaważyła Adasiowa chęć jak najrzetelniejszego celebrowania Dni Śpiocha, ale nasz syn nawet nie uchylił powieki podczas zakładania sondy.

Dzisiaj Dni Śpiocha są wytrwale kontynuowane. Śniadanie zakończyło się sondownie, po niechętnym zjedzeniu około pięciu łyżeczek. Obiad, w obliczu Adasiowego odpłynięcia zaraz po ćwiczeniach, został podany wyłącznie sondą. Pozostałe dzisiejsze posiłki zapowiadają się podobnie.

Sonda w Adasiowym nosku ma jeszcze jeden skutek uboczny. Nie wiem, czy to kwestia tego, że ostatnio dużo pracuję, czy Alicji, która zabiera mi jednak trochę życiowej energii, czy jesieni, czy już zbliżającej starości ;) – ale jakoś bardzo mnie ta sonda rozleniwiła. Zawsze jak Adaś ma założoną sondę, bardzo pilnuję tego, żeby każdy posiłek i tak zaczynał się od jedzenia buzią, żeby synek cały czas ćwiczył i nie zapomniał, do czego służą usta i język (u Adasia jedzenie i połykanie jest czynnością w większym stopniu wyuczoną, niż odruchową). A teraz… zebrałam całą mi dostępną siłę woli, aby dzisiejsze śniadanie rozpocząć od jedzenia buzią, a obiad, ze wstydem przyznaję, od razu podałam sondą. Fakt, Adaś spał głęboko podczas całej operacji, ale to jego spanie nawet mnie ucieszyło, bo było doskonałą wymówką. Szczerze mówiąc, najchętniej sama położyłabym się obok niego i zdrzemnęła chwilkę ;)

Ech, muszę się wziąć w garść i brać się do pracy. Koniec marudzenia! :)


  Adaś celebrujący Dni Śpiocha.
Obok ukochany Kubuś Adasia i króliczek podrzucony przez Pawełka,
święcie przekonanego, że sam Kubuś to dla takiego Adasia zdecydowanie za mało.


2 komentarze:

  1. Pomarudzić czasem trzeba, tak dla zdrowia psychicznego:) Wentylacja jest ok (smutków i zmęczenia:)). A w ciąży.... każdego śpioch prędzej czy później dopadnie. Pozdrowienia dla Adasia:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochany Adaś, tak słodko na tym zdjęciu wygląda :) Nie mam najmniejszego pojęcia, czy takie "dni śpioszka" to całkiem naturalny objaw przy schorzeniu Adaśka, czy nie, ale faktycznie z miłą chęcią dołączyłabym i ja do Niego :) nie wiem czy to ciąża, czy ponury listopad, ale ja też w kółko chcę spać i też mi się włączyło ostatnio marudzenie.. Także Mamo Adasia, nie jesteś w tym sama, pośpijmy sobie i pomarudźmy razem i będzie znowu ok :)
    Ściskam Was i brzuszek!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.