23.07.2011r.
I minął rok z Adasiem. Moja mama w każde moje urodziny powtarza, że to
również jej święto, bo to rocznica najszczęśliwszego dnia w jej życiu.
Tak bardzo mi przykro, że nie będę mogła nigdy powiedzieć tego samego
mojemu synkowi. Dni sprzed roku wspominam jako jedno straszne pasmo
ogromnego strachu, bólu, rozpaczy. Nikt nigdy nie zrozumie, co czuje
matka, co czują rodzice, gdy nad ich dzieckiem zawisa groźba ciężkiej
choroby, niepełnosprawności, śmierci... Gdy widzę różowe obrazki z
reklam, w których szczęśliwi rodzice pochylają się z uśmiechem nad
zawiniątkiem z nowonarodzonym dzieckiem, gdy przypomnę sobie dziewczyny
leżące ze mną na sali poporodowej, które dwa czy trzy dni po porodzie
wracały do domu razem z tymi śpiącymi słodko tłumoczkami, gdy posłucham
koleżanek z czułością wspominających dzień narodzin ich dzieci, to
jednak boli mnie serce. Moje wspomnienia narodzin naszego synka to
ogromny strach, kiedy w 33. tygodniu ciąży zdiagnozowano u Adasia
poszerzenie komór mózgowych i podejrzewano wodogłowie, a potem infekcję
wirusową, kiedy w związku z tym trafiłam na oddział patologii ciąży i
rozpaczliwie próbowałam być dobrej myśli, że leki przeciwwirusowe
podziałają i nasze dziecko jednak będzie zdrowe, potem obezwładniająca
rozpacz tego potwornego dnia 23 lipca 2010 roku o godzinie 8.45, kiedy
zatrzymała się akcja serca mojego dziecka.
Potem
wszystko działo się tak szybko - błyskawiczne cesarskie cięcie (o 8.45
leżałam jeszcze podłączona do ktg, a 8.50 to już godzina narodzin
naszego synka), reanimacja Adasia, respirator, inkubator... Ze względu
na konieczność przeprowadzenia operacji jak najszybciej, nie miałam
znieczulenia oponowego, ale pełną narkozę. Pamiętam, że wybudziłam się
na chwilę przy przewożeniu mnie na salę pooperacyjną. Zapytałam tylko:
"Co z dzieckiem?". "Żyje" - odpowiedziała krótko pani doktor. Ten
zwięzły komunikat nie wzbudził moich podejrzeń, absolutnie mi wówczas
wystarczył. Zapadłam znowu w sen.
Potem
było tylko trudniej. Ciągła huśtawka emocjonalna, rozpacz przeplatająca
się z nadzieją, że jednak wszystko będzie dobrze, przecież większość
wcześniaków dobrze się rozwija, poszerzenie komór może się wchłonąć,
przecież jeszcze wszystko może być dobrze. Czułam się tak, jakby ktoś
przystawił mi do skroni naładowany pistolet i zastanawiał się jeszcze -
wystrzelić czy nie? Zdecydował się po dwóch tygodniach. Strzał padł, gdy
jak co dzień przyjechałam do Adasia i jak co dzień zapytałam lekarza,
czy coś nowego u naszego synka. "Tak, tu jest opis usg - dziecko nie ma
zwojów mózgowych" - usłyszałam i po prostu wbiło mnie w ziemię. Tak
dowiedziałam się, że nasze życie już nigdy nie będzie takie samo.
Ten
rok był bardzo trudny. Zaakceptowanie choroby i niepełnosprawności
dziecka przypomina żałobę po utracie kogoś bliskiego. Tak naprawdę to
jest bowiem utrata - tego wymarzonego, zdrowego dziecka, które będzie
rysować laurki i zbierać same piątki w szkole. Zamiast niego jest
bezbronny kurczak, dla którego najprostsze czynności, jak oddychanie czy
jedzenie, są wyzwaniem na miarę wejścia na Mount Everest.
Musieliśmy
zatem przejść wszystkie etapy żałoby - był wstrząs i szok, zaprzeczanie
chorobie, nieodłączne pytania o winę, targowanie się z Bogiem i
obietnice, co też ja nie zrobię ze swoim życiem, jeśli stanie się cud,
były dni depresji, kiedy właściwie nieustannie płakałam. Aż w końcu
któregoś dnia zobaczyłam świat na nowo. W końcu przyszedł ten dzień,
kiedy rozejrzałam się dokoła i ze zdumieniem stwierdziłam to, co z
niedowierzaniem czytałam w książkach rodziców innych chorych dzieci -
"Holandia" też jest piękna! Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że cud
rzeczywiście się stał - nie ma już chorego, niepełnosprawnego,
upośledzonego Adasia - za to jest mój absolutnie cudowny i idealny Adaś,
który jest niesamowitym pełnowartościowym człowiekiem i którego nie
oddałabym nawet za milion zupełnie zdrowych dzieci.
Synku
kochany, ogromnie dużo nauczyłeś mnie przez ten rok. Nauczyłeś mnie, że
każde życie jest wartością, że tak naprawdę to, czy jesteś zdrowy czy
chory, nie ma najmniejszego znaczenia. Pokazałeś mi, co tak naprawdę
jest w życiu istotne. Otworzyłeś mi oczy na to, jak wielu jest dobrych
ludzi wokół mnie. Z okazji tego roczkowego wpisu chciałabym im wszystkim
podziękować: wspaniałym lekarzom, którzy zajmowali się mną w ciąży -
doktorowi M. ze Słupska, doktorowi N. z Lęborka, lekarzom, którzy nie
pozwolili umrzeć mojemu synkowi - pani doktor L. z Gdańska i lekarzom ze
szpitala przy Klinicznej w Gdańsku. Lekarzom, którzy teraz cały czas
czuwają nad moim synkiem i robią wszystko, co w ich mocy, aby jego życie
było jak najlepsze - przede wszystkim pani doktor W. i innym lekarzom z
Odziału Patologii Wieku Niemowlęcego UCK w Gdańsku. Doktor W. bardzo
dziękuję też za to, że w trudnych chwilach po usłyszeniu diagnozy
uświadomiła mi, że moje życie wcale się nie skończyło. Bardzo dziękuję
naszej niezawodnej pani doktor S., pediatrze, za nieustającą gotowość do
pomocy; pani doktor M., neurolog, za walkę z Adasiową padaczką i
cierpliwość do moich wiecznych telefonów; pani doktor B., endokrynolog
- i wszystkim innym, którzy tak nam pomagają: okulistom, radiologom,
onkologom, chirurgom. Dziękuję też pielęgniarkom z oddziałów
odwiedzanych przez Adasia i z przychodni dziecięcej za życzliwość i
opiekę. Dziękuję pani salowej z Oddziału Patologii Wieku Niemowlęcego
UCK, że kilka miesięcy temu nie ominęła obojętnie matki płaczącej nad
łóżeczkiem dziecka i po prostu ze mną porozmawiała.
Dziękuję
mojej cudownej rodzinie - przede wszystkim mojej życiowej opoce, czyli
mojemu ukochanemu mężowi, mojej kochanej, zawsze wspierającej mamie,
wspaniałym i niewiarygodnie pomocnym teściom, mojemu bratu i bratowej
oraz bratu mojego męża - za pomoc i wsparcie. Dziękuję też naszym
przyjaciołom, którzy cały czas są przy nas i dali się poznać w biedzie -
Ani D., Sylwii N., Kasi P., Beacie K., Natalii K., Asi K., Ani K., Ani i
Pawłowi S., Marii R. Ani, Sylwii i Kasi dziękuję także za nieocenioną
pomoc w rehabilitacji Adasia - dziewczyny, bez Was Adaś nie osiągnąłby
nawet cząstki tego, co dziś umie. Dziękuję też mamom innych chorych
dzieci, które rozumieją mnie jak nikt inny - przede wszystkim Emilce
mamie Laury i Monice mamie Bartunia.
A
przede wszystkim dziękuję Tobie, Syneczku. Dziękuję za to, że jesteś z
nami, że zmieniłeś moje życie tak całkowicie i nauczyłeś mnie miłości
bezwarunkowej. Adasiu, jakiś czas temu Twój tata zadał mi pytanie, czy
gdybym wiedziała, że będziesz tak chory, to czy bym się zdecydowała
zajść w ciążę. Bez wahania odpowiedziałam, że gdybym mogła przeczuwać,
jak bezgranicznie będę Cię kochać, to zdecydowanie tak, bez względu na
wszystko - chyba że miałbyś cierpieć. I on też się ze mną zgodził.
Bardzo Cię kochamy, Synku.
Komentarze zamieszczone na poprzednim blogu:
-
dodano:
27 lutego 2012
16:49
Justi,
napisałam maila :)
Pozdrawiam!autor Patrycja, mama Adasia -
dodano:
26 lutego 2012
15:14
Witam ponownie :)
wczoraj Nasz maluszek obchodził urodziny w gronie najbliższej rodziny było bardzo sympatycznie aczkolwiek widać, że nie wszyscy zdają sobie sprawę z powagi choroby Naszego dziecka...przykre to i jednocześnie pokazuje, że wszyscy maja swoje sprawy i życie toczy się dalej a my z Naszą chorobą jesteśmy "wśród bliskich" a jednak sami...
proszę o kontakt mailowy (wicka3@wp.pl)...pogadać...zawsze jak tylko mam czas chciałabym komus powiedzieć co czuję bo my mamy jednak inaczej wszystko przeżywamy niż tatusiowie :) mama-mamę zrozumie najlepiej...
buziaki dla Was Kochani
Justiautor Justi -
dodano:
27 stycznia 2012
15:08
Isia,
bardzo Ci dziękuję za miłe słowa i za wsparcie - i za doskonałą radę. Rzeczywiście działa! :) Pozdrawiam serdecznie!autor Patrycja, mama Adasia -
dodano:
27 stycznia 2012
15:06
Justi, to prawda, pogodzenie się z chorobą dziecka jest strasznie trudne. Trzymam kciuki za Twojego synka, żeby leki działały nadal i żeby wkrótce padaczka była tylko wspomnieniem. Jeśli byś potrzebowała pogadać, to pisz. Pozdrawiam Was serdecznie!autor Patrycja, mama Adasia
-
dodano:
26 stycznia 2012
23:40
Patrycjo, znalazłam taki sposób na Worda: trzeba najpierw skopiować cały tekst z WORDA do zwykłego NOTATNIKA , a potem znowu skopiować cały, niesformatowany tekst i wkleić gdzie potrzeba...
[To formatowanie w Wordzie sprawia problemy]
POZDRAWIAM ADASIA!!!
ISIA ;-)autor isia123 -
dodano:
22 stycznia 2012
22:38
Witam,
Popłakałam się czytając to co Pani opisała...za równo miesiąc Nasz syn kończy roczek i czuję się jakby siedziała Pani w mojej głowie...dziwne uczucie czytać to o czym myślę od tylu miesięcy...My również mamy padaczkę...leczenie przynosi skutki, ale z chorobą dziecka jeszcze się nie pogodziłam...może rok to dla mnie za mało...3 mam za Was kciuki
pozdrawiam
Justiautor Justi -
dodano:
13 listopada 2011
14:04
Bardzo dziękuję za miłe słowa. Nawet nie wiecie, jak bardzo dodają sił! :)
Pozdrawiam!autor Patrycja, mama Adasia -
dodano:
13 listopada 2011
0:22
jest pani wspaniała mamąautor Madapipi1
-
dodano:
13 listopada 2011
0:01
jest pani dzielna kobietaautor mamakarolka
-
dodano:
12 listopada 2011
20:44
Witaj!!! Jak miło Cię "spotkać" po tylu latach! :) Co u Ciebie słychać? Proszę, skontaktuj się ze mną przez e-mail: pati_m@poczta.onet.pl to może udałoby nam się spotkać?
Pozdrawiam serdecznie!autor Patrycja, mama Adasia -
dodano:
11 listopada 2011
21:55
Patrycjo, Ty niesamowita Kobieto...autor O. Węsierska-Bryła
Siedze, czytam i placze... bardzo jest Pani dzielna!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję. To, co nam daje siłę, to ogromna miłość do naszego synka.
UsuńA ja bym tego lepiej nie ujęła....
OdpowiedzUsuńŻałoba na szczęście mija, gdy się jej pozwoli odejść...
Przyspieszony kurs dojrzewania duchowego mamy chyba zaliczony w jakimś kawałku:)
Pozdrawiam Was.