Dzisiaj Adaś przez dwie godziny był na własnym oddechu i tylko 30% tlenu. Potem jednak zmęczył się bardzo i trzeba było wrócić do trybu częściowo wspomaganego, a częściowo ze spontanicznymi oddechami i do 40% tlenu. Zatem całkiem spory sukcesik na koncie.
Adaś jest przytomny, bardzo przeszkadza mu rurka i mam wrażenie, że potrzebuje naszej obecności. Tak ciężko go zostawiać samego wieczorami. Ale w domu czeka jeszcze dwoje dzieci, które bardzo przeżywają tę sytuację i też bardzo nas potrzebują. Mimo najszczerszych chęci, nie umiem się roztroić. Tak bardzo bym chciała zabrać już Adaśka do domu.
Patrycjo wierzę, że jeszcze troszkę i Adaś będzie niedługo w domku. Mocno trzymam za niego kciuki, widać, że to silny facecik. Buziaczki i uściski dla całej Waszej 5-teczki.
OdpowiedzUsuńDzięki, Kochani :-*
UsuńDzielny maluch :) Nie wiem, jak to się dzieje, ale znów sprawdza się fakt, że MAMA zawsze znajdzie siły.
OdpowiedzUsuńMama jak mama, ale Adaś - ten to siłacz dopiero :)
UsuńTak, to rozerwanie między szpitalem a dziećmi w domu jest okrutne..
OdpowiedzUsuńżyczę Wam mega szybkiego powrotu do pełni zdrowia i do domku!!
Dzięki! :-*
UsuńJaki to cudowny chłopiec jest :)
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod tym stwierdzeniem wszystkimi czterema łapami :)
Usuń