Dzisiaj będzie o
PEGu. Jak śledzicie losy Adasia, to pewnie te trzy literki nie są Wam już tak
zupełnie obce i pamiętacie nasze dylematy sonda czy PEG. Niedługo minie pół
roku z PEGiem i czas chyba na jakieś podsumowania. Zatem…
Sama idea PEGa jest
świetna. Oczywiście, wyłącznie wtedy, gdy nie dojdzie do powikłań przy narkozie
ani zakażenia jakąś szpitalną bakterią i na drugi dzień można zabrać dziecko do
domu. Innego scenariusza nawet nie chcę sobie wyobrażać, ale to właśnie on był
przyczyną naszego zwlekania przy podjęciu tej decyzji. Za nasz strach Adaś
zapłacił zwiększeniem nadwrażliwości w okolicy jamy ustnej, której do dzisiaj
jeszcze nie udało się całkiem wyprostować.
Ale do rzeczy. Samo
karmienie przez PEG jest banalne. Jeśli ktoś opanował karmienie przez sondę, to
przestawienie się na PEG jest tylko łatwiejsze. Nabiera się pokarm w
strzykawkę, odpina zatyczkę PEGa, wpina strzykawkę w zatyczkę, zwalnia zacisk
blokujący i powolutku podaje się pokarm do żołądka. PEG ma ogromnie dużo zalet.
Wreszcie odszedł nam codzienny stres związany z karmieniem Adasia – czy obudzi
się na posiłek, ile zje, czy zjadł wystarczająco, czy jeśli prześpi ten posiłek
to nadrobi następnym. Czy męczyć go i zakładać już sondę czy uda nam się
przetrwać ten dzień bez niej?
Teraz takie pytania
nie istnieją. Jeśli Adaś nie śpi i jest w dobrej formie – je buzią (w dalszym
ciągu tego pilnujemy, żeby nie zapomniał, jak się je i przełyka, żeby czuł
smak). Jeśli śpi, źle się czuje lub zje za mało – dostaje jedzenie PEG-iem. Po
prostu.
Przez kilka dni po
zabiegu Adasia bardzo bolało. Jak to obrazowo wyraził jeden z lekarzy, rana po
założeniu PEG-a boli, jakby się dostało bagnetem w brzuch. Nigdy nie dostałam
bagnetem w brzuch, więc nie wiem, jakie to uczucie, ale i tak było to dla nas przerażające, dlatego nie żałowaliśmy synkowi środków
przeciwbólowych. Na szczęście pomagały, a po kilku dniach ból minął całkowicie.
Dzień po powrocie do
domu spotkało nas kolejne przerażające zdarzenie. Przy wymianie opatrunku wokół
PEGa, nagle z otworu zaczęła wylewać się treść pokarmowa. Trudno opisać nasze
przerażenie. Stałam jak oniemiała, zupełnie nie wiedziałam, co robić. Moja mama
natychmiast zatamowała wyciek i od razu zadzwoniliśmy na oddział. Na oddziale
nie przejęli się zbytnio – co wydało nam się wówczas karygodnym lekceważeniem,
a dziś zupełnie nas nie dziwi – i kazali tylko zacieśnić stopkę PEGa.
Generalnie stopka PEGa powinna odstawać od skóry na odległość około 2-5 mm –
wtedy jest na tyle luźno, aby nie powstawała odleżyna i na tyle ściśle, aby nie
wyciekała treść pokarmowa.
Przy zmianie
opatrunku staramy się zapewniać sterylne warunki, aby zminimalizować ryzyko jakiegokolwiek
zakażenia – zwłaszcza na początku. Sterylizujemy ręce, sterylizujemy specjalnie
do tego celu przeznaczone nożyczki, zdejmujemy stary opatrunek, przemywamy
okolice rany Octeniseptem, robimy obowiązkowe okrążenie rurką PEGa dookoła oraz
parę ruchów góra-dół, aby końcówka PEGa nie wrosła w żołądek, po czym nakładamy
przeciętą gąbeczkę antybakteryjną, a jej brzegi sklejamy plastrem, żeby się nie
wyślizgnęła.
Ostatnio
przeczytałam, że lepiej zamiast Octeniseptem, przemywać okolice rany
przegotowaną wodą z szarym mydłem. Tytułem eksperymentu przemywamy więc wodą z
mydłem i zakładamy złożony (nie przecięty, aby w ranę nie wrastały nitki) i
sklejony plastrem gazik. Nie umiem jeszcze powiedzieć, czy jest lepiej.
Szukamy tego „lepiej”
pod kątem wysięku z rany. Bowiem mimo już kilku miesięcy na PEGowym koncie, z
rany wciąż niewielkim stopniu sączy się żółtawy wysięk. Nie jest to ropa, nie
ma „bakteryjnego” zapachu, przypuszczamy więc, że jest to związane jeszcze z
gojeniem i wytwarzaniem przetoki do żołądka. Próbowałam zapytać o ten wysięk
podczas kontroli w Poradni Żywienia, ale niestety, nie udało mi się uzyskać
innej odpowiedzi niż tylko „jest super, goi się ślicznie”.
Początkowo mieliśmy
trochę problemu z dopasowaniem ubranek tak, aby zapewniały dostęp do PEGa.
Baliśmy się, że gdy włożymy całość pod body, to twardy plastik zacisku blokującego
może kaleczyć wrażliwą skórę Adasia. Wycinaliśmy więc w bodziakach dziurki,
przez które przekładaliśmy rurkę od PEGa. Niestety, okazało się, że przez
trzymanie rurki PEGa w jednym kierunku i jedynie przekręcanie jej przy zmianie
opatrunku, zaczęły się robić malutkie zasinienia wokół ranki, które mogłyby się
przekształcić w odleżyny. Doszliśmy więc do wniosku, że pozycję rurki trzeba
zmieniać kilka razy dziennie. Najpierw wycięliśmy więc dodatkowe dziurki w
bodziaku – ale po pierwsze body zaczęło wówczas wyglądać raczej jak
pończochy-kabaretki, a po drugie wielokrotne wkładanie rurki pod body i
wyciąganie inną dziurką również drapało brzuszek Adasia. Wtedy wymyśliliśmy
PEG-owe bodziaki.
Pamiętacie może
panią Natalię, która uszyła dla Adasia poduszkę stabilizującą? Postanowiłam
poprosić ją o realizację naszego pomysłu
i tak powstały specjalne bodziaki z łatką umożliwiającą dostęp do PEGa.
Bodziak jest zwykły,
najzwyklejszy. Ma wyciętą dziurę zapewniający dostęp do PEGa. Dziura ta zakryta
jest okrągłą łatką, przyczepioną do bodziaka na zatrzaski. Między zatrzaskami
jest odstęp, spokojnie pozwalający na przeciągnięcie przez niego rurki PEGa i
zmiany jej pozycji co kawałeczek (co zatrzask), aby stopka nie uwierała i aby
nie powstały odleżyny. Dodatkowo łatka zapewnia szybki dostęp do okolic rany,
aby można było np. zmienić opatrunek bez konieczności rozbierania dziecka. Mam
nadzieję, że PEG-owe bodziaki się sprawdzą, dam znać.
źródło: www.ekoubranka.blogspot.com
Teraz jeszcze
chciałam napisać o PEGu nie jako o rozwiązaniu, ale o przedmiocie. To znaczy o tym
konkretnym PEGu, który Adaś ma zainstalowany. Adaś ma założony PEG firmy
Nutricia Flocare. I jestem nim totalnie załamana. Nie znam się na PEGach, nie
wiem, może on uchodzi między nimi za mercedesa – jeśli tak, to nie chcę mieć
nigdy do czynienia z tymi pozostałymi – ale ten jest fatalny. Teraz nastąpi długa
lista jego wad. PEG w założeniu ma wytrzymać 1,5 -2 lata.
W szpitalu kazano
nam trzymać się wytycznych lekarza co do ciasności przylegania stopki PEGa do
skóry i ustawiać ją zawsze na tym samym numerku podziałki. Podziałka była
nadrukowana na rurce PEGa. Użycie czasu przeszłego jest więcej niż uzasadnione,
ponieważ podziałka starła się dosłownie po kilku tygodniach. Od tamtej pory
musimy polegać na naszej intuicji co do stopnia przylegania stopki do skóry,
ponieważ podziałka dawno już należy do przeszłości.
Już po około 2
miesiącach użytkowania wyrobiła się zatyczka do PEGa, która odtąd otwiera się
sama – czy to pod wpływem zahaczenia o ubranie, czy ciśnienia w brzuszku, czy
nie wiadomo czego. Zatyczkę sklejamy więc plastrem, co może nie wygląda zbyt
estetycznie, ale choć trochę chroni nas przed koniecznością ciągłego
przebierania Adasia, a jego ubranka i pościel przed ciągłym zalewaniem treścią
pokarmową.
Ponadto zatyczka
jest zrobiona z bardzo twardej gumy, przypominającej plastik i wykończona jest
dwoma sztywnymi kolcami, mającymi w założeniu ułatwić opiekunowi otwieranie
portów. Miłe, że pomyślano o opiekunach, ale totalnie bez sensu, że nie
pomyślano zupełnie o użytkowniku PEGa. Rurka od PEGa ma akurat taką długość, że
gdy zostawi się go swobodnie, zatyczka wraz z kolcami trafia wprost pod plecy
dziecka – czy przy przebieraniu, czy przy kąpieli, czy po prostu przy leżeniu,
kolce wciąż próbują uwierać Adasia. Zatem znów w użyciu jest plaster, którym
przyklejamy rurkę do ubrania, aby nie przesuwała się i nie wpadała wraz ze
swoimi kolcami pod Adasiowe plecy.
Zatyczka w ogóle ma
za zadanie ułatwiać wszystkim dookoła życie. Została tak zaprojektowana, że
pasują do niej wyłącznie strzykawki firmy Nutricia, (teoretycznie) jednorazowe
i w cenie 3,50 za sztukę. Przy próbie użycia zwykłych strzykawek, podawana
treść wycieka bokiem (jeśli się bardzo mocno przyciśnie, to straty w pokarmie
czy ubrankach można zminimalizować, ale skąd kilka razy dziennie brać wciąż tyle siły?). Producent
chwali się tym osiągnięciem, twierdząc, że dzięki temu nowatorskiemu
rozwiązaniu nikt już nie pomyli strzykawki z pokarmem ze strzykawką z lekiem
dożylnym i nie poda ich odwrotnie. Gratulujemy.
Strzykawki w
wystarczającej ilości powinna nam dostarczać opiekująca się nami Poradnia
Żywienia. I dostarcza. Tylko że inne. Niepasujące. Bo tych akurat od pół roku
nie ma i podobno nie może się doprosić przedstawicieli o dostawę. Cóż. Na
papierze wszystko się zgadza. Szpital zakupuje strzykawki, przekazuje
podopiecznym Poradni Żywienia, kurier dowozi im je do domu. Czegóż chcieć
więcej? Cóż. Rosną nam te kartony strzykawek w pokoju, bo odmówić przyjęcia nie
możemy, a jak wstrzymamy dostawę na miesiąc, to za miesiąc dostajemy ją
podwójnie. A strzykawki pasujące do PEGa kupujemy sami, nagabując wciąż apteki
i przedstawicielkę firmy Nutricia i zdobywając raz kilka, raz kilkanaście
sztuk. I za chwilę od nowa. Dlaczego nie jest możliwe zakupienie większej
ilości (choćby po prostu jednego kartonu) tych strzykawek, nie pytajcie. Nie mam
zielonego pojęcia.
Ostatnio natomiast
nasz PEG przebił wszystko. W czwartek wieczorem Adaś zaczął dziwnie kręcić się
w foteliku, jakby coś mu przeszkadzało. Podchodzę, sprawdzam – całe ubranie
mokre. Zdziwiłam się – co się mogło stać? Nagle patrzę, a zamiast rurki zakończonej
kolczastą zatyczką, z ubranka Adasia sterczy sama rurka i powoli, powolutku,
wycieka z niej wszystko, co daliśmy Adasiowi na kolację. Okazało się, że ni z
tego, ni z owego zabezpieczenie zatyczki pękło na pół, a zatyczka po prostu
odpadła. Jednym słowem, PEG przeznaczony na dwa lata użytkowania, nie wytrzymał
nawet pół roku i to u tak spokojnego i niewystawiającego go na niewłaściwą
eksploatację dziecka, jak Adaś.
Cóż mieliśmy zrobić? Znów w użycie poszedł plaster,
którym przykleiliśmy zatyczkę do rurki. Niestety, plaster szybko przemókł, więc
mąż wymyślił, aby skleić to taśmą do uszczelniania rur. To okazało się lepsze,
wytrzymuje ze dwa dni. Oczywiście w piątek od rana zaczęliśmy obdzwaniać:
przedstawicielkę Nutricii („Poradnia Żywienia powinna serwisować PEGi”),
Poradnię Żywienia („pani doktor nie ma, oni nic nie wiedzą, skontaktują się,
jak się dowiedzą”), sklepy medyczne w Polsce północnej, aby można było jeszcze
w piątek wsiąść w samochód, kupić samemu całego PEGa (bagatela, ponad trzysta
złotych plus koszty kilkusetkilometrowego dojazdu) i wymienić zatyczkę („no,
niestety, na stronie mają w ofercie, ale tak naprawdę to nie mają i nie wiedzą,
kiedy i czy będą mieli”).
Trwamy więc z PEG-iem
oklejonym taśmą do uszczelniania rur i owiniętym pieluchą tetrową, bo jednak
przecieka; z zatyczką PEG-a zaklejoną plastrem, aby się nie otwierała, a całym
tym bagażem przyklejonym plastrem do ubrania, aby się nie przesuwało i nie
kaleczyło pleców Adasia. I nie wiem, czy my mieliśmy wyjątkowego pecha, czy
lepiej ostrzegać innych rodziców, żeby trzymali się z daleka od PEG-a Flocare
Nutricii…
Przed nami
poniedziałek. Może szczęście będzie nam sprzyjać i np. Poradnia Żywienia
oddzwoni, że we wtorek kurier przywiezie nową zatyczkę do PEGa, wraz z kartonem
odpowiednich strzykawek. A może zdarzy się cud i kurier z Poradni dostarczy też
zapas jedzenia, na który Adaś czeka od kilku miesięcy. I może nawet to nie
będzie kolejny raz to jedzenie, o którym zgłaszamy od tych kilku miesięcy, że
Adaś się po nim źle czuje, tylko to, które mu świetnie służy, o które od tych kilku
miesięcy prosimy i które wciąż musimy kupować prywatnie? Kto wie?
A w kwestii PEGa
czekają nas jeszcze dwie decyzja – kiedy wymienić ten pierwszy PEG na PEG
docelowy? I jaki ma być ten docelowy PEG?
Co do terminu wymiany, przy wypisie
po założeniu PEGa, lekarz prowadzący powiedział, że on rekomenduje trzymanie
tego pierwszego PEGa przez co najmniej półtora roku, najlepiej dwa lata. Według
niego, wcześniejsza wymiana jest niekorzystna, ponieważ przetoka nie jest
jeszcze w pełni wykształcona, co powoduje potem problemy. Podczas ostatniej
wizyty w Poradni Żywienia usłyszałam natomiast, żebyśmy się szykowali na
wymianę PEGa na wrzesień, czyli po niecałym roku. Gdy zapytałam, dlaczego,
dowiedziałam się, że tworzywo, z którego jest zrobiony PEG (a zwłaszcza stopka
po stronie żołądka) z czasem twardnieje. A że jedyną metodą wymiany tego pierwotnego
PEGa jest przecięcie rurki i wyciągnięcie jej – wraz ze stopką – przez przełyk,
to rzeczywiście nabiera to znaczenia, ponieważ im twardsza stopka tym większe
ryzyko pokaleczenia przełyku.
W tej drugiej
kwestii mamy do wyboru PEG z tzw. balonikiem, możliwy do samodzielnej wymiany
co kilka miesięcy (mechanizm działania podobny do cewnika – władamy rurkę z
nienapompowanym balonikiem, a jak znajdzie się po właściwej stronie brzucha,
dopompowujemy balonik solą fizjologiczną) lub PEG z płaskim portem, niemal
zupełnie nie przeszkadzającym w funkcjonowaniu, ale nie wiem, jak jest z
wymienianiem go. Musimy więcej poczytać na ten temat, zanim podejmiemy decyzję.
A może są tu PEG-owe dzieci i ich rodzice mogliby się podzielić z nami
doświadczeniem?
Trzymajcie się, jesteście bardzo dzielni.
OdpowiedzUsuńCzy te pasujące strzykawki i lepsze jedzenie są dostępne bez recepty?
Dzięki, trzymamy się :) To tak naprawdę tylko "drobne dolegliwości", ale potrafią zdenerwować ;)
UsuńA strzykawki i odżywki jak najbardziej są bez recepty.
co to za gąbeczka antybakteryjna pod pegfa
UsuńUżywamy gąbeczek Kendall: http://dlapacjenta.pl/sklep/product_info.php/products_id/5277
UsuńBardzo pomagają w wygojeniu jakichkolwiek nadkażeń i w zapobieganiu im. Taki kwadracik tniemy na 3 części, żeby na dłużej starczyło.
Mała Agnieszka z bloga moja Agi używa tego z balonikiem więc może od jej mamy dowiecie się czegoś więcej
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze pomogłam
Pozdrawiam
Maria
O, bardzo dziękuję. Skontaktuję się z mamą Agi.
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Witaj Partycjo no niestety mamy takie same problemy z Pegiem i ze strzykawkami.Lenka ma mieć wymienionego Pega po wakacjach a miała zakładanego troszkę później od Adasia.My narazie nie mamy żywienia z poradni może w czwartek coś się wyjaśni bo Leneczka mimo regularnego karmienia zaczeła nam chudnąć i tak oto waży 9400.Pozdrawiam mama Lenki i Helenki
OdpowiedzUsuńjeju, jakie to wszystko skomplikowane, ale bodziak i pomysł przedni :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o wodę i mydł, to zdecydowanie lepiej goiła pępuszek po porodzie niż wszelkie preparaty z apteki - taką pielęgnację wodą z mydłem, zaproponował sam szpital. Nie wiem na ile ma się to do pielegnacji PEGa, ale chciałam choć lekko podpowiedzieć :)
Buziaczki Kochani dla mojego Adasia ukochanego :)
Dzięki, Kochana :) Buziaki dla dzieci!
UsuńDługo Was nie ma. Wszystko ok?
OdpowiedzUsuńTak, wszystko ok. Już się poprawiam :) Dziękuję, że o nas myślisz!
UsuńWitajcie,pol roku temu zdecydowaliśmy sie na założenie dziecku pega. Mieliśmy z nim bardzo podobne problemy (wyciek, nieszczelna zatyczka i późniejsze jej oderwanie). Od pewnego czasu jednak nasz maluch wymiotuje przy rannym jedzeniu. Lekarze sa bezradni, nie potrafią podać przyczyny. Dotychczas sobie z tym radziliśmy podając większe dawki wody, zamieniając podawany posiłek na zupkę. Jednak teraz metody te sa bezskuteczne. Macie jakies pomysły na rozwiązanie tego problemu? Będę wdzięczna za kazda podpowiedz
OdpowiedzUsuńJa bym się zastanowiła nad tym, czy nie wystąpił refluks. Jakiego rodzaju są te wymioty - czy chlustające, czy bardziej ulewające? W jakiej pozycji jest karmione? Spróbowałabym zagęścić posiłek, np. Sinlac'iem (jeśli dieta dziecka na to pozwala) i podawać małymi porcjami w pozycji siedzącej, a także zostawić maluszka w pozycji siedzącej przez kilkanaście minut po jedzeniu. Jeśli lekarz potwierdziłby refluks (jest wtedy taki specyficzny zapach z ust, wymioty są bardziej ulewające, można zrobić też rtg przewodu pokarmowego) to można włączyc też leki. Adaś dostaje Helicid. Jeśli mielibyście jakiekolwiek pytania, to możecie też kontaktować się z nami na maila: rodziceadasia@gmail.com
UsuńPozdrawiam serdecznie,
Patrycja