"Muzyka - to jest wyłom, przez który dusza, jak więzień z więzienia
leci czasem w rejony wolności"
leci czasem w rejony wolności"
[S. Żeromski]
Pani Łada zauważyła jeszcze jedną bardzo ważną
rzecz- Adasiową reakcję na głos i dźwięki z otoczenia. Zaleciła nam więc
zajęcia z muzykoterapii i zajęcia grupowe z innymi dziećmi, np. metodą Ruchu
Rozwijającego Weroniki Sherborne. Zalecenia te zdumiały mnie, ale i ucieszyły.
Dawno już bowiem pogodziłam się z Adasiową niepełnosprawnością i „wyrosłam” z
etapu angażowania dla synka miliona różnych terapii w nadziei, że coś wywalczę. Utrzymujemy te zajęcia, które według nas są najbardziej efektywne (NDT-Bobath,
logopedyczna i Castillo Moralesa, integracja sensoryczna, elementy terapii
wzroku i Snoezelen) i nie szukamy innych.
Ale fakt, że ktoś z zewnątrz zauważył jakąś
potrzebę Adasia, oznaczał dla mnie, że te potrzeby istnieją i są jakoś
wyrażane, mimo że ja, jako mama, może już tego nie dostrzegam.
Od razu też przypomniały mi się słowa „cioci
Sylwii”, która – jako zaangażowana terapeutka i pedagog specjalny – nie raz uświadamiała mi konieczność zapewniania Adasiowi dokładnie takich stymulacji,
jakich potrzebują zdrowi rówieśnicy.
Do domu wróciłam zatem z poważnymi planami zorganizowania
nowych zajęć.
Po dłuższych poszukiwaniach udało mi się dotrzeć
do bardzo sympatycznej dziewczyny, muzykoterapeutki, która podjęła się zajęć z
Adasiem.
Pierwsze zajęcia zostały przez Adasia zupełnie
zlekceważone. Biedak miał silny napad, po czym zapadł w głęboki sen i żadne
zabiegi muzyczne nie zdołały go wyrwać z objęć Morfeusza. Ale za to w
następnych uczestniczył już całym sobą – z naszą pomocą grał na instrumentach
muzycznych (i fiksował na nich wzrok!), ożywiał się przy radosnej muzyce,
wyciszał przy spokojnej, doświadczał dźwięków całym ciałem. Do tego stopnia
jego reakcje były widoczne, że dostaliśmy bardzo poważne zadanie domowe –
zabrać Adasia na koncert!
Cieszę się na tę perspektywę, choć mam też w sobie bardzo dużo obaw – choćby takie,
że Adaś zacznie kaszleć albo dostanie napadu i trzeba będzie się błyskawicznie
ewakuować, żeby nie przeszkadzać innym melomanom. Mamy też w planach zrobić
porządne nagłośnienie w Adasiowym pokoju, żeby synek mógł słuchać muzyki w jak
najlepszym wydaniu.
Kto by pomyślał, ile przyjemności mogą sprawić
takie zajęcia - i jak to czasem dobrze
posłuchać kogoś mądrzejszego.
A grupa Sherborne powoli się formuje. Też jestem
tego ogromnie ciekawa.
A na zakończenie Alusiowa perełka:
Jedziemy wczoraj późnym popołudniem na cmentarz
z dziećmi. Siedzę koło Alicji i słyszę, że córa coś gada pod nosem. Nadstawiam
ucha i co słyszę? „Ciemno. Światła nie ma. A my jedziemy. Z Alą –dzidzią malutką…”
- utyskuje nasza córka. Normalnie, wyrodni rodzice ;-P
I aż trudno uwierzyć, że Alutek-gadułek nie ma
jeszcze dwóch lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.