Oj, ten Adaś uczy nas, aby nie
tracić czasu i nie odkładać niczego na jutro. Już, już chciałam napisać, jak to
mój starszy syn ładnie je, że przez ostatnie kilka dni potrafi zjeść na jeden posiłek
nawet 200 ml. Ech, trzeba było korzystać z chwili i pisać, póki aktualne.
Bowiem wczoraj, po kilku dniach
przepięknego zajadania sporych ilości, Adam oficjalnie obwieścił, że nastąpiły
Dni Śpiocha i zasnął w południe, tuż po rehabilitacji, po czym beztrosko przespał
obiad, podwieczorek i kolację. Obudził się dopiero późnym wieczorem, tylko po
to, by przekręcić się na drugi boczek. Niezadowolonym skrzywieniem buzi
skwitował nasze namowy do zjedzenia choćby odrobiny kaszki.
Nie mieliśmy zatem
wyjścia. Wieczorem, w obliczu braku jakichkolwiek chęci do dobrowolnej
współpracy ze strony Adasia, wystosowaliśmy „sondowny nakaz” jedzenia. Czy to
Tata doszedł już do takiej wprawy, czy zaważyła Adasiowa chęć jak najrzetelniejszego
celebrowania Dni Śpiocha, ale nasz syn nawet nie uchylił powieki podczas
zakładania sondy.
Dzisiaj Dni Śpiocha są wytrwale
kontynuowane. Śniadanie zakończyło się sondownie, po niechętnym zjedzeniu około
pięciu łyżeczek. Obiad, w obliczu Adasiowego odpłynięcia zaraz po ćwiczeniach,
został podany wyłącznie sondą. Pozostałe dzisiejsze posiłki zapowiadają się
podobnie.
Sonda w Adasiowym nosku ma jeszcze
jeden skutek uboczny. Nie wiem, czy to kwestia tego, że ostatnio dużo pracuję,
czy Alicji, która zabiera mi jednak trochę życiowej energii, czy jesieni, czy
już zbliżającej starości ;) – ale jakoś bardzo mnie ta sonda rozleniwiła. Zawsze jak
Adaś ma założoną sondę, bardzo pilnuję tego, żeby każdy posiłek i tak zaczynał
się od jedzenia buzią, żeby synek cały czas ćwiczył i nie zapomniał, do czego
służą usta i język (u Adasia jedzenie i połykanie jest czynnością w większym
stopniu wyuczoną, niż odruchową). A teraz… zebrałam całą mi dostępną siłę woli,
aby dzisiejsze śniadanie rozpocząć od jedzenia buzią, a obiad, ze wstydem
przyznaję, od razu podałam sondą. Fakt, Adaś spał głęboko podczas całej
operacji, ale to jego spanie nawet mnie ucieszyło, bo było doskonałą wymówką.
Szczerze mówiąc, najchętniej sama położyłabym się obok niego i zdrzemnęła
chwilkę ;)
Ech, muszę się wziąć w garść i brać
się do pracy. Koniec marudzenia! :)
Adaś celebrujący Dni
Śpiocha.
Obok ukochany Kubuś Adasia i króliczek podrzucony przez Pawełka,
święcie przekonanego, że sam Kubuś to dla takiego Adasia zdecydowanie za mało.
Obok ukochany Kubuś Adasia i króliczek podrzucony przez Pawełka,
święcie przekonanego, że sam Kubuś to dla takiego Adasia zdecydowanie za mało.
Pomarudzić czasem trzeba, tak dla zdrowia psychicznego:) Wentylacja jest ok (smutków i zmęczenia:)). A w ciąży.... każdego śpioch prędzej czy później dopadnie. Pozdrowienia dla Adasia:)
OdpowiedzUsuńKochany Adaś, tak słodko na tym zdjęciu wygląda :) Nie mam najmniejszego pojęcia, czy takie "dni śpioszka" to całkiem naturalny objaw przy schorzeniu Adaśka, czy nie, ale faktycznie z miłą chęcią dołączyłabym i ja do Niego :) nie wiem czy to ciąża, czy ponury listopad, ale ja też w kółko chcę spać i też mi się włączyło ostatnio marudzenie.. Także Mamo Adasia, nie jesteś w tym sama, pośpijmy sobie i pomarudźmy razem i będzie znowu ok :)
OdpowiedzUsuńŚciskam Was i brzuszek!