Święta, święta i po świętach, jak to się potocznie mawia.
Minęły jak mgnienie oka, w większości przespane, trochę przesnute, rozmarzone,
bardzo spokojne.
A nie zapowiadało się tak. Pierwszym mocnym akcentem
przedświątecznym był grom z jasnego nieba. No, może nie jasnego, lecz
deszczowego, ale i tak poczynił dość szkód. Uderzył w sąsiedni dom (na
szczęście, nikomu nic się nie stało), pozbawił prądu całą dalszą okolicę, a
bliższej, w tym nam, popalił większość sprzętów. Jego ofiarą padł m.in. piec,
pozbawiając nas światła, ogrzewania i ciepłej wody, brama wjazdowa, część
instalacji, dekoder, komputer, router internetowy, kilka innych sprzętów
komputerowych. Bogu dzięki, ocalała Adasiowa kamizelka oscylacyjna (mimo że niefrasobliwie
na stałe podpięta do prądu). No i my :)
Nasunęło to kilka nowych, trochę banalnych myśli z cyklu „Czym
jest me czucie? Ach, iskrą tylko! Czym jest me życie? Ach, jedną chwilką!”, na
temat tego, co odzyskiwalne, a co nie, a co za tym idzie, co ważne, co nie, zakończonych
jedną nieprzemijalną refleksją – „byle razem”.
Zatem nie tracąc więcej czasu na ślęczenie przed ocalałym
laptopem, lecę do Adaśka i życzę Wam wszystkim radosnego i spokojnego czasu poświątecznego!
To kolorowe dzieło sztuki nad głową Adasia,
to "łańcuch choinkowy" samodzielnie wykonany przez Alę :)
to "łańcuch choinkowy" samodzielnie wykonany przez Alę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.