Zaczęło się od maila. Jego
nadawcą była czytelniczka Adasiowego bloga i mama prześlicznej, ale również chorej
dziewczynki. W liście mama ta opisała mi pewną metodę terapii, dodając, że
bardzo pomogła ona jej córeczce, a być może zatem pomoże również Adasiowi. Jak
zwykle, gdy jakaś nowa szansa pojawia się na horyzoncie, serce zabiło mi
mocniej i zaczęłam dopytywać i szukać informacji na ten temat. Po
doświadczeniach z homeopatią obawiałam się, że terapia aminokwasami (bo o niej
mowa) to kolejne czary-mary, najbardziej skuteczne w dziedzinie drenażu
kieszeni zrozpaczonych rodziców.
Jednak, ku mojemu zdumieniu,
nasza ulubiona pani doktor neurolog potwierdziła informację, że jest to metoda
medyczna, która pojawiła się już jakiś czas temu. Wówczas upatrywano w niej
rewolucji i nowej nadziei medycyny – niestety, do dzisiaj podobno nie udało się
potwierdzić statystycznie jej skuteczności. Ale, jak to ze statystyką bywa,
jeśli jednemu dziecku metoda pomoże, a dwóm innym zupełnie nie – to
jest statystycznie nieskuteczna. Ale rodzice tego pierwszego dziecka z
pewnością dziękują Bogu za to, że mogli ją zastosować.
Zatem postanowiliśmy
spróbować. Lekarze, promujący tę metodę, pracują w Pradze, ale okazało się, że
kilka razy w roku przyjmują też w Polsce. Zapisaliśmy się na termin wizyty w
Poznaniu i zaczęliśmy odliczać dni. Bardzo się baliśmy, czy w ogóle zostaniemy
przyjęci, ponieważ pewnemu bardzo nam bliskiemu dziecku, również z Zespołem
Millera-Diekera, w ogóle odmówiono przyjęcia właśnie ze względu na ten zespół.
Nie mam pojęcia, dlaczego nas przepuszczono – czy przy rejestracji nie
doczytano, jaka jest przyczyna Adasiowego gładkomózgowia? Grunt, że zamiast spodziewanej odmowy dostaliśmy kwestionariusz
do wypełnienia przed wizytą.
Wreszcie nadszedł oczekiwany
dzień. Młodsze dzieci zostały w domu z nianią i babcią, a my zapakowaliśmy
Adasia i ruszyliśmy.
Przed wizytą mieliśmy
zaplanowane jeszcze jedno miłe wydarzenie. Otóż okazało się, że jedno z naszych
blogowo-zaprzyjaźnionych dzieci, Ziemek, mieszka właśnie w Poznaniu. Była to
doskonała okazja, aby poznać się wreszcie w realnym świecie. Co prawda, nasze
przeziębienie i niespodziewana zmiana planów u Ziemków nie pozwoliły nam
spotkać się w pełnym składzie, ale poznaliśmy przynajmniej Ziemkową
mamę, która jako delegat rodziny, przybyła do hotelu, w którym mieliśmy wizytę
i dotrzymała nam towarzystwa podczas nerwowego oczekiwania. Ziemkowa mama
okazała się niesamowicie pozytywną, radosną i zakręconą osobą – jak my lubimy
takich ludzi!!! Ewo, pozdrawiamy, dziękujemy za ciasto i czekamy na Was w
naszych nadmorskich okolicach! :)
Wreszcie poproszono nas do
środka. Wizyta trwała dość długo (czas wizyty podwajała też konieczność
tłumaczenia) i pozostawiła bardzo miłe wrażenia. Pani doktor, zajmująca
się aminokwasami, była przemiła i nawet gdy Adaś nakrzyczał na nią porządnie
podczas badania, nie obraziła się na niego ;)
Bardzo dokładnie wypytała nas o
całą Adasiową historię. Na koniec zapadła cisza.
Pani doktor pisała coś na komputerze, czasem wymieniała jakieś uwagi po czesku
z tłumaczką i obecnym przy badaniu mężczyzną (przypuszczamy, że przedstawicielem
firmy). My czekaliśmy w milczeniu, jak na wyrok. Bicie naszych serc było
słyszalne chyba nawet na korytarzu. Wreszcie pani doktor zwróciła się do nas, a
tłumaczka czym prędzej zaczęła przekładać jej słowa na język polski.
- Mam nadzieję, że nie oczekujecie
Państwo cudu? – zapytała.
Odpowiedzieliśmy, że nie,
wiemy, czego możemy się spodziewać po zespole Adasia. Natomiast każdy napad
mniej i każdy uśmiech więcej – to dla nas ogromny sukces.
Pani doktor pokiwała głową i
kontynuowała:
- Nie wiem, czy uda się
zatrzymać napady u Adamka – usłyszeliśmy. – Natomiast uważamy, że jest szansa
na poprawę napięcia mięśniowego i na poprawę w zakresie kontaktu z wami i ze
światem, na ten uśmiech, o którym pani wspomniała. Zatem, jeśli państwo są
zdecydowani, to podejmiemy się leczenia. Zdecydowaliśmy też, że – ze względu na
wiek dziecka i na jego ciężki stan – damy Państwu zniżkę na kurację.
Nie umiem wprost opisać, jak
bardzo się ucieszyliśmy! Wykorzystujemy każdą szansę na leczenie i na poprawę
stanu Adasia i tak bardzo pragnęliśmy usłyszeć dokładnie takie słowa – a jednocześnie
tak bardzo baliśmy się bezradnego rozłożenia rąk i „nic nie możemy zrobić”.
Zniżka też oczywiście bardzo nas ucieszyła – kilkadziesiąt euro piechotą nie
chodzi :) – ale już sama perspektywa, że nie wszystkie drzwi przed nami
zamknięte, że jest jeszcze jakieś światełko w tunelu, dodała nam siły do życia.
Teraz z niecierpliwością czekamy
na pierwszą dostawę aminokwasów i oczywiście z całych sił trzymamy kciuki, aby Adaś
znalazł się w tej grupie, na którą terapia działa.
Oczywiście, będziemy się dzielić spostrzeżeniami. A jeśli ktoś chciałby poczytać trochę więcej, to podaję link do praskiego centrum: http://www.padaczka-epilepsja.pl/
Adaś przełamał już wielokrotnie schematyczny przebieg Zespołu M-D i może tym razem wydarzy się kolejny mały cud i terapia zadziała:) Tego Wam życzę z całego serca:) Trzymam kciuki, i jak zawsze modlę się za Waszego Małego Bohatera. Stella.
OdpowiedzUsuńDzięki! :) Wam też życzę przełamywania schematu! Pozdrawiam!
UsuńPatka, ogromnie się cieszę, że zostaliście zakwalifikowani do leczenia i trzymam z całych sił kciuki! Adaś, jesteś wielki! Pozdrawiam Was wszystkich i życzę powodzenia!
OdpowiedzUsuńAdamsko
Dzięki, Asiu! Pozdrawiam Cię serdecznie i tak bardzo chciałabym się kiedyś z Tobą spotkać!
UsuńTrzymam mocno kciuki, żeby terapia aminokwasami zadziałała.
OdpowiedzUsuńU mojej siostry niestety nie pomogła, ale Nastusia cierpi na lekooporny rodzaj padaczki, w środę przeszła operację resekcji płata skroniowego, szczęśliwie bez komplikacji, a teraz z niecierpliwością czekamy na efekty.
Mam nadzieję że aminokwasy ulżą choć trochę Adasiowi.
Pozdrawiam, Ania
U Adasia też jest lekooporna i pani doktor raczej nie dawała nam zbyt wielkiej nadziei na zatrzymanie padaczki. Ale może choć troszkę to pomoże... Operacja u nas nie jest możliwa, bo u Adasia nie ma jednego ogniska padaczkowego - źródłem jest cała, źle rozwinięta kora mózgowa.
UsuńTrzymam kciuki za Was i Nastusię, i za super efekty operacji! Fajnie, że Nastusia ma taką siostrę, jak Ty.
Pozdrawiam Was serdecznie!
JAk bardzo się cieszę!! Macie rację- zawsze trzeba spróbować.
OdpowiedzUsuńA ja mam nadzieję że Adaś będzie tym wybranym i terapia pomoże małemu rudzielcowi :)
A kiedy można spodziewać się efektów?
Najwcześniej po dwóch półtoramiesięcznych cyklach. A decyzja o kontynuacji (jeśli działa) lub zakończeniu (jeśli nie działa) terapii podejmowana jest po trzech cyklach.
UsuńTeż mamy nadzieję, że choć trochę pomoże :)
Pozdrawiam!
Super, źe juź po tak krótkim czasie będzie można zaobserwować czy terapia działa, no i jeszcze zniżka dla Adasia. Kradnie Ten Wasz Synek serca :)
UsuńMamy tak ogromną nadzieję, że te aminokwasy cokolwiek pomogą, że dla nas te kilka miesięcy to straaaasznie dłuuugooo ;) Ale wytrzymamy - byleby podziałało. A co do serc, to tak, ma jakieś specjalne zdolności w tym kierunku :)
UsuńBuziaki!
Nie chiałabym ponaglać ale może uda mi się wyciągnąć jakąś małą informację w komentarzu ? :P
OdpowiedzUsuńCodziennie dumam o Adasiu i nie mogę doczekać się nowych wieści.
Adaśko rozpoczął już nową kurację? Dobrze się czuje?
jamonika- mama Feliksa
Jak miło, że myślisz o Adaśku :) Jest dobrze - obiecuję, że jutro napiszę więcej. Kurację aminokwasami Adaś rozpoczął właśnie dzisiaj, więc jeszcze niewiele możemy powiedzieć. No, może tylko to, że prosimy o dalsze trzymanie kciuków :)
UsuńPozdrawiam serdecznie! :)))
To trzymam mocno kciuki i czekam na dobre wieści :) Trzymaj się mały Rudzielcu :)
Usuńjamonika- mama Feliksa