5 lat temu był bardzo gorący lipiec. Byłam w 34. tygodniu ciąży. Od wczesnego ranka leżałam przerażona i jednocześnie pełna nadziei na Oddziale Patologii Ciąży Akademii Medycznej w Gdańsku. Przerażona, bo niejasne przypuszczenia lekarzy sugerowały, że moje dziecko może nie być zdrowe. Pełna nadziei, bo według zapewnień lekarzy równie dobrze mogło byc zdrowe jak rybka.
Tydzień wcześniej USG wykazało, że synek ma poszerzone komory mózgu, a ja mam wielowodzie. Zapewniono mnie, że to najprawdopodobniej efekt jakiejś niezauważonej nawet przeze mnie infekcji, że i ja i maluszek dostaniemy leki przeciwwirusowe, komory mózgowe synka wrócą do normy i wszystko skończy się dobrze. Skierowano mnie w tym celu na ten właśnie oddział.
Dzień wcześniej, już na oddziale, w środku nocy odeszła część wód płodowych. Po badaniu okazało się, że ponieważ do tej pory miałam wielowodzie, to teraz jest prawidłowa ilość wód. "Wszystko jest dobrze" - usłyszałam po raz kolejny i powtarzałam to sobie jak mantrę, próbując uspokoić moje spanikowane serce.
Z samego rana, te dokładnie 5 lat temu, miałam kontrolne KTG. Odbywały się one na tym oddziale dwa czy trzy razy dziennie. W trakcie badania towarzysząca mi położna nagle zbladła i bez słowa pobiegła po lekarza. Lekarz pojawił się niemal natychmiast. Rzucił okiem na wykres KTG i krzyknął do położnej: "Szybko, na salę! I dzwońcie na noworodki!".
W przeciągu dwóch minut znalazłam się na sali operacyjnej. W przeciągu pięciu minut Adaś był na świecie. Razem ze wszystkimi swoimi stopniowo odkrywanymi problemami - zamartwica, wcześniak, hipotrofia, poszerzone komory mózgu, wnętrostwo, spodziectwo, dyskretne cechy dysmorficzne, wreszcie - gładkomózgowie, delecja na 17. chromosomie, translokacja, zespół Millera-Diekera, niedoczynność tarczycy, niedorozwój siatkówek, duplikacja na 2. chromosomie i genetyczne ryzyko neuroblastomy...
Początkowo pełni nadziei i sił do walki o nasze dziecko, stopniowo traciliśmy te siły. Na szczęście nie byliśmy sami. Autor naszej inspiracji literackiej, "Małego Księcia", powiedział, że Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają, jak latać.
Nie wiem, ile byśmy wywalczyli, gdyby nie rodzina, przyjaciele oraz ci wszyscy bezinteresownie życzliwi ludzie, których spotkaliśmy na swojej drodze. Było ich tak dużo! Wielu z nich, nie zważając na to, że decyzja oswojenia niesie z sobą ryzyko łez, zdecydowała się w części związać swój los z nami i naszym Małym Księciem i są cały czas przy nas. Inni pojawili się w naszym życiu tylko na moment, podając pomocną dłoń lub śląc uśmiech wtedy, gdy to było potrzebne i szli dalej swoją drogą. Wszystkim Wam serdecznie dziękuję. To w dużej części Wasza zasługa, że dziś możemy świętować piąte urodziny naszego synka.
Początkowo pełni nadziei i sił do walki o nasze dziecko, stopniowo traciliśmy te siły. Na szczęście nie byliśmy sami. Autor naszej inspiracji literackiej, "Małego Księcia", powiedział, że Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają, jak latać.
Nie wiem, ile byśmy wywalczyli, gdyby nie rodzina, przyjaciele oraz ci wszyscy bezinteresownie życzliwi ludzie, których spotkaliśmy na swojej drodze. Było ich tak dużo! Wielu z nich, nie zważając na to, że decyzja oswojenia niesie z sobą ryzyko łez, zdecydowała się w części związać swój los z nami i naszym Małym Księciem i są cały czas przy nas. Inni pojawili się w naszym życiu tylko na moment, podając pomocną dłoń lub śląc uśmiech wtedy, gdy to było potrzebne i szli dalej swoją drogą. Wszystkim Wam serdecznie dziękuję. To w dużej części Wasza zasługa, że dziś możemy świętować piąte urodziny naszego synka.
DZIĘKUJĘ!!!
PS. Ciąg dalszy w postaci wpisu urodzinowo-imprezowego oczywiście nastąpi :)
Dużo zdrowia i uśmiechów dla Adaśka :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy! :)))
UsuńŚciskam i całuje Was wszystkich . Adasia urodzinowo najmocniej i najserdeczniej. Tak trzymać!!!
OdpowiedzUsuń