Jednak życie potwierdza
starą maksymę, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Nasz pierworodny musiał coś
odziedziczyć po rodzicach. Ale może po kolei.
Ostatnimi czasy,
w obliczu zbliżających się czwartych już urodzin Adasia, nieco martwiła nas pewna
sprawa. Może niezbyt znacząca w ogólnym rozrachunku Adasiowej walki o życie,
ale ważna w obliczu naszego postanowienia, żeby uczynić życie naszego synka po
prostu szczęśliwym. Mianowicie, po prawie dwóch latach nasilonej padaczki,
znacznie pogorszyło się funkcjonowanie naszego synka. Do tego stopnia, że
niezwykle trudno jest obecnie wywołać uśmiech na jego buzi. A co za tym idzie,
zupełnie nie mieliśmy pojęcia, w jaki sposób możemy mu sprawić przyjemność,
jaki prezent mu sprawić, żeby było mu na tym naszym świecie dobrze.
Jednym z
pomysłów był rasowy kot, zakupiony ze składkowych funduszy całej rodziny i
przyjaciół. Ale koty się u nas rozpleniły zupełnie niezależnie od naszych
planów i pomysł upadł, bo trzeci kot w naszym zwierzyńcu to za dużo nawet dla
naszej nie do końca normalnej rodziny.
Ciocia Ania
optowała za kucykiem, żeby Adaś miał własną hipoterapię. Kucyk miał mieszkać w
naszym niewielkim ogródku, gdzieś pomiędzy trampoliną i piaskownicą młodszych
dzieci, a kwietnymi rabatkami ich Babci. Na noc, jak umyśliła Ciocia, mieliśmy
wyprowadzać auto z garażu, a na miejscu auta miał nocować kucyk. Cała rodzina
zgłosiła zdecydowane veto w sprawie kucyka, więc Ciocia Ania się wycofała –
ale znając jej szaloną głowę, nie zdziwię się, gdy pod koniec lipca zapuka do
naszych drzwi, dzierżąc uzdę w dłoniach.
Nie mam nic do koni, ale bardzo liczę, że ta wizja się nie spełni.
My z kolei
twardo trzymamy się zasady, że prezent dla Adasia nie powinien być przeznaczony
na potrzeby związane z jego chorobą – żadnych materacy przeciwodleżynowych,
aminokwasów, uprzęży do wózków, podnośników, opatrunków itd. Prezent ma służyć
przyjemności i tyle.
Do tej pory
kluczem do problemu pt. „prezent dla Adasia” było: coś grającego, coś
świecącego albo coś do ubrania. Ale świecących i/lub grających zabawek
nazbierało się już tak dużo, że przestało to być dobrym pomysłem. Z kolei
ubrania są dla Adasia kwestią raczej obojętną i trudno uznać, że nowa bluzeczka
sprawia przyjemność komukolwiek innemu, poza jego mamą.
Przykro nam było
troszkę, że nie możemy wymyślić niczego, co sprawiłoby naszemu synkowi przyjemność
w dzień jego święta. A ostatnio, zupełnie przez przypadek, odkryliśmy coś, co
wzbudza w Adasiu żywsze reakcje. Siedziałam przy jego łóżeczku i czytałam
książkę, gdy Adaś zaczął marudzić. Wzięłam go na ręce i przytuliłam, ale nie
wyciszył się. Niewiele myśląc, wzięłam do ręki leżącą nieopodal książeczkę
dzieci i zaczęłam czytać mu na głos. A Adaś… wyciszył się, zamarł, spojrzał na
mnie i zaczął słuchać z wyraźnym zainteresowaniem. Od tamtej pory powtarzamy te
czytanki niejednokrotnie i za każdym razem jest taka sama reakcja, czyli
wtulenie i zasłuchanie. Nie wiem, czy w treść bajki, czy po prostu w nasz głos, ale
trudno przecież, żebyśmy przez pół godziny gadali bez ładu i składu.
Śmiejemy się, że
to nieodrodny syn swoich rodziców – tata Adasia bardzo lubi czytać (choć
ostatnio bardziej słuchać audiobooków, wręcz nie rozstaje się ze słuchawką i
tylko chwali się, ile książek przeczytał w ostatnim miesiącu), ja także uwielbiam
książki. Nawet jako pierwsze studia skończyłam polonistykę, na którą poszłam
skuszona perspektywą kilkustronicowych list lektur, i ta miłość, mimo zmiany
zawodu, utrzymuje się do dzisiaj. Nasze maluchy też uwielbiają książeczki i
czytanie, więc Adaś po prostu nie miał wyjścia. Obecnie pochłania „Dzieci pana
majstra” Rogoszówny, które bardzo mu się podobają, a mi przypominają czasy
dzieciństwa i moje stareńkie gazetowe wydanie tej książki.
I tak się cieszymy
po cichutku, że istnieje prezent, który sprawi przyjemność naszemu synkowi w
dniu urodzin, i że jest to coś tak zwykłego i niezwykłego zarazem, jak książka…
Nawet nie marzyłam, żeby kiedykolwiek to było możliwe…
Super pasję ma Adaś. Witamy w gronie czytelników. Miło jest jak dzieci podzielają nasze zainteresowania. Ja tez bardzo lubię czytać i martwiło mnie, gdy Kamil w książeczkach najbardziej lubił przewracać strony, ale powoli zaczyna się w to wciągać, bo czasem sam życzy sobie wieczorem książkę.
OdpowiedzUsuńPiękna pasja Adasiu :)
OdpowiedzUsuńprzytulam i wyczekuję Was :)
.... i dziękuję, ze przybyliscie, to był wyjątkowy czas, jestescie cudowni, a Adaś - serce pęka, ale jest przekochany. Strasznie się cieszę, że mogłam Was poznać osobiście - Dziękuję Pati!!!!
UsuńIwosia, to my dziękujemy! - za gościnę, wspaniały czas i piękne popołudnie! No i do zobaczenia - kiedyś!
UsuńCzy wszystko ok? Odezwijcie się..
OdpowiedzUsuń