Po tym, jak się
okazało, że Adaś jest chory, po tym, jak trochę ochłonęliśmy po diagnozie i
zaczęliśmy w ogóle myśleć, co dalej, nieuchronnie wypłynął temat kolejnych
dzieci. Mieć czy nie mieć? Jedno czy dwoje?
Po długich rozmowach
i przemyśleniach doszliśmy do wniosku, że jeśli zdecydujemy się na kolejne dzieci,
to koniecznie na dwójkę. Wiemy bowiem, jak trudno jest być rodzicem
niepełnosprawnego dziecka. Nie wyobrażam sobie nawet, jak ciężko jest być
samotnym rodzicem chorego dziecka. Przypuszczam, że podobnie trudno jest być
rodzeństwem niepełnosprawnego dziecka. Dlatego
zdecydowaliśmy, że bierzemy pod uwagę tylko dwie opcje – albo Adaś pozostaje
jedynakiem, albo będziemy mieć troje dzieci. Wtedy, jak rozważaliśmy, nasze
dzieci będą dla siebie wzajemnie wsparciem, także w kwestii społecznego i
emocjonalnego radzenia sobie z posiadaniem niepełnosprawnego rodzeństwa.
Muszę przyznać, że jak na razie nasze dzieci z
niepełnosprawnością Adasia radzą sobie bardzo dobrze. Wobec Adasia są bardzo
opiekuńcze i troskliwe. Ku mojej ogromnej radości i wbrew moim obawom,
wynikającym z tego, że Adaś bierze siłą rzeczy mniejszy udział w życiu
rodzinnym, zawsze o nim pamiętają. Nie raz słyszymy przypomnienia w stylu: „Mamo,
Adi dostał amino?”. Raz rzeczywiście dzięki Pawełkowi Adaś dostał na czas swoje
leki – nasz spostrzegawczy synek zauważył bowiem, że o tym zapomniałam i
przypomniał mi o tym. Często też słyszę Pawła wołającego: „Mamo, mamo, Adi
kaszle!” – a za chwilę uspokajające: „Poradził sobie!”.
Pawełek i Adaś
Przynoszą mu z
podwórka znalezione tam skarby – kamienie, kwiatki i trawki (muszę tylko
pilnować, żeby dary te przechodziły przez moje ręce, bo na myśl o takim
kamiennym prezencie wrzuconym do łóżeczka wprost na leżącego tam, bezbronnego
Adasia, włosy mi dęba stają), w imieniu Adasia upominają się o należnego mu buziaczka-rozchodniaczka,
poprawiają mu kocyk, proszą, aby na chwilę położyć je w łóżeczku obok niego, a
czasem po prostu wspinają się na Adasiowy fotelik tylko po to, aby się przytulić
do brata lub pogłaskać go po rączce. Sobie tylko znanymi sposobami rozpoznają,
zwłaszcza Pawełek, Adasiowe emocje. Nie raz zdarzyło się, że Pawełek podchodził
do mnie ze słowami: „ Mamo, Adi ma smutną minę, chce przytulić” albo „Adi teraz
cieszy”. Słucham go wtedy, bo może rzeczywiście dzieci mają swój, nam
niedostępny, kanał komunikacyjny?
Alicja i Adaś
Nasza
rzeczywistość znajduje też odzwierciedlenie w specyficznych zabawach naszych
dzieci. Biorą dwie łyżeczki i wciskając jedną w drugą twierdzą, że przygotowują
leki dla Adasia. Często biorą też strzykawki i przykładając je do brzuszka
bawią się w karmienie przez PEGa. A ja za każdym razem patrzę na to z podziwem,
jaką mądrością jest oswajanie trudnej rzeczywistości przez zabawę i jak wiele
my, dorośli, możemy się z tego nauczyć.
Pawełek bawi się w karmienie przez PEGa
Zastanawiałam
się jeszcze niedawno, jak to będzie, jak zaczną zadawać pytania o Adasiową
niepełnosprawność. Jak im to wyjaśnię? Okazja nadarzyła się sama. Któregoś dnia dzieci wraz z ciocią Monią wracały z Adasiowej rehabilitacji. Ledwo
samochód ruszył, Adaś uśmiechnął się, więc ciocia zażartowała: „Adasiu, cieszysz
się, że już wracasz do domu?”. Na to odzywa się Pawełek: „Adi jeszcze nie umie mówić, on jeszcze malutki jest”. Cioci na
chwilę zabrakło słów, ale zaraz podjęła próbę wyjaśnienia: „Pawełku, to prawda,
Adaś nie umie mówić i nigdy nie będzie umiał. On jest tak naprawdę starszy od
ciebie, ale zawsze będzie tak jakby malutki”. „No, nieee!” – zawołał Pabliś z
niedowierzaniem i myśleliśmy, że kwestia została zamknięta. A tymczasem niedawno
usłyszałam Pawła tłumaczącego Ali, wołającej Adasia: „Ala, Adi nie przyjdzie do
ciebie, on nie umie chodzić, on jakby malutki jest”…
Nie wiem, jak to
będzie, gdy przyjdzie im zmierzyć się ze społeczeństwem, gdy zobaczą, że nie
każde dziecko ma w domu „jakby malutkiego” brata, gdy będą musiały stawić czoła
nietolerancji czy nienawiści. A może niepotrzebnie się martwię? Może będzie tak, jak u nas - że od czasu narodzin Adasia spotkaliśmy się z tak ogromnym morzem ludzkiej dobroci, życzliwości i serdeczności, że pojedyncze akty nienawiści po prostu się w nim rozmywają? Mam nadzieję, że tak właśnie będzie. A w razie trudności - zawsze będą mieć siebie nawzajem. To tak dużo znaczy!
Cała trójka na pierwszym w życiu wyścigu rowerkowym Pawełka
(niby to Pabliś się ścigał, ale najbardziej zmęczył się Adaś ;))
(niby to Pabliś się ścigał, ale najbardziej zmęczył się Adaś ;))
piękny post..
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
OdpowiedzUsuńi jak tu Ich nie kochac :) On jakby malutki jest, boskie :)
OdpowiedzUsuńKochani, mój T ma dziesięc lat młodszego brata z zespołem downa, od zawsze opiekował się Nim jak najwspanialszy starszy brat, nigdy nie wstydził się jego niepełnosprawności, zawsze miał w swym sercu specjalne dla Niego miejsce. Z takim podejsciem, z takim nastawieniem do innych tylko zjednał sobie znajomych, którzy równie Krzysia mocno polubili i zawsze o Niego wypytują, pozdrawiają, chetnie o Nim słuchaja. Nie spotkał się jak dotąd ze słowami krytyki ani ze strony znajomych, ani ze strony obcych. Miłość i akceptacja, to źródło sukcesu. I wiem, że u Was będzie tak samo :)
Cudowny post!