Kolokwialnie
mówiąc: „Nie wyrabiam”. Ilość obowiązków i spraw do ogarnięcia powoduje, że
tygodnie zlewają mi się w jedno i tracę poczucie czasu, do tego stopnia, że
dziś spojrzałam za okno i pomyślałam z radością, że szykuje się piękna pogoda
na majówkę ;)
Dużo ostatnio
pracuję, no bo wiadomo, czego potrzeba, zwłaszcza, że przymierzamy się do
wymiany Adasiowej bryki, bo obecna woła już o emeryturę wielkim głosem. Poza
tym pracy coraz więcej, a skoro jest, to dlaczego nie brać? W domu dzieci
domagają się uwagi jedno przez drugie, a trzecie też przecież – a nawet
zwłaszcza – trzeba dopieścić, poprzytulać i pozauważać. Psy nie pozostają w
tyle, włażą pod nogi, podbijają nosami ręce trzymające kubek z herbatą akurat
wtedy, gdy ów kubek znajduje się w niebezpiecznej odległości od laptopa ;) Kot
przychodzi się połasić, czego staram się nie lekceważyć, bo oswajanie w toku i
to w toku bardzo powolnym. Dom leży odłogiem, więc staram się wyrobić w sobie
nawyk niedostrzegania. Problemy i sprawy innych też na głowie, ale taką mam
pracę, taką ją lubię, choć czasem jest ciężko z tym wszystkim. Koło infekcji
trwa, teraz na tapecie zapalenie oskrzeli Adasia. Na szczęście wirusowe i na
szczęście mamy kamizelkę, więc po raz kolejny obeszło się bez antybiotyku.
Naczelnym kłopotem
w ostatnich dniach jest poszerzenie kanału PEGa. W zeszły weekend zauważyliśmy
nagle, że Adaś ma mokrą bluzeczkę. Okazało się, że przeciekła treść pokarmowa.
Musieliśmy nie zauważyć tego przez dobrą godzinę, ponieważ na skórze Adasia
pojawiło się już podrażnienie. Zmieniliśmy opatrunek przy PEGu, przycisnęliśmy
go mocniej, umyliśmy i posmarowaliśmy skórę na brzuchu i myśleliśmy, że problem
został zażegnany. Ku naszemu ogromnemu zdumieniu, po kilku minutach wyciek
pojawił się ponownie – tak obfity, że znów zdołał przemoczyć ubranie. Tym razem
uważniej przyjrzeliśmy się okolicy PEGa. I spojrzeliśmy na siebie z
przerażeniem, bo zauważyliśmy, że kanał PEGa nie przylega już ściśle do rurki,
ale poszerzył się o dobry milimetr… Co robić??? Założyliśmy nowy, chłonny
opatrunek, przycisnęliśmy jeszcze mocniej stopkę PEGa do brzuszka i z nadzieją
obserwowaliśmy opatrunek, że może wyciek już się nie pojawi. Niestety – po
niedługiej chwili opatrunek był znów mokry… Przetrwaliśmy weekend na ciągłej
wymianie opatrunków, z nadzieją wypatrując poniedziałku. Byliśmy (no, dobrze,
głównie ja byłam) przerażeni – od razu odżyły mi w głowie wszystkie historie o
ogromnych dziurach wyżeranych w brzuchu przez wyciekające kwasy żołądkowe, o
powstających w ten sposób jątrzących się, bolesnych, rozległych ranach,
prowadzących nawet do śmierci.
W poniedziałek
skontaktowaliśmy się z Poradnią Żywienia i uzyskaliśmy termin wizyty na środę.
Tego samego dnia też zadzwoniłam do lekarza w naszym mieście. Pan doktor długo
nie chciał się zgodzić na przyjęcie Adasia, ponieważ co prawda zajmuje się
PEGami, ale nie przyjmuje w ogóle dzieci. Na szczęście udało się go uprosić i
już w poniedziałek pojechałam pokazać Adasia. Pan doktor obejrzał PEGa,
uspokoił mnie, że nie wygląda to źle, że stanu zapalnego niemal nie ma
(opatrunki zmienialiśmy dosłownie co chwilę, nie chcąc dopuścić do zbyt
długiego kontaktu kwasu żołądkowego ze skórą), powiedział, że to się zdarza i
jeszcze mocniej docisnął stopkę PEGa. Jechałam do domu z nadzieją, że
przyciśnięcie pomogło i że wyciek został opanowany. Gdy tylko dojechaliśmy,
obejrzałam opatrunek – był znów mokry…
Zaczęliśmy więc
z niecierpliwością wyczekiwać na środę. Przestawiłam sobie pracę, zorganizowałam
transport Pawełka na zajęcia oraz opiekę nad Alicją i w środę rano zapakowałam
Adasia do auta i wyruszyliśmy. W Poradni Żywienia pani doktor nas uspokoiła w
kwestii stanu zapalnego. Okazało się, że już w ogóle go nie ma. Pani
pielęgniarka założyła Adasiowi chłonny, śmiesznie włochaty opatrunek Sorbalgon,
wciskany do środka przetoki i kazała nie ruszać tego przez dwa dni. Pani doktor
potwierdziła, że kanał PEGa rzeczywiście jest poszerzony i że jest to
komplikacja, która czasem się zdarza. I zupełnie nic nie można z tym zrobić.
Jeśli Adaś miałby już tego docelowego PEGa, można by go wówczas wyjąć na kilka
dni, aby przetoka zaczęła zarastać i w ten sposób zmniejszyć średnicę kanału. Z
tym PEGiem niestety nie możemy tego zrobić. Nie można też w tej chwili wymienić
Adasiowi PEGa na docelowy, ponieważ jest na to jeszcze za wcześnie. Za kilka
miesięcy dopiero będzie to dopiero możliwe, założy się wówczas PEGa o większej
średnicy, aby wypełnić kanał. Nie jest to jednak idealne rozwiązanie, ponieważ
jak się już założy większego PEGa, to potem kanał poszerza się bardziej i bardziej…
Najpierw
przygnębiła mnie ta wiadomość, ale w trakcie jazdy wzięłam się w garść i
stwierdziłam, że przecież nie poddamy się bez walki. Zaczęłam kombinować, że
przecież skoro przetoka powinna się zasklepić przy wyjęciu PEGa, to jeśli byśmy
PEGa porządnie unieruchomili i założyli opatrunek przyspieszający gojenie, to
powinno zadziałać podobnie.
Na domiar złego jednak
skończyły nam się nasze cudowne opatrunki Kendalla do PEGa. Telefon do
sklepu, w którym je na ogół kupowaliśmy, załamał nas dodatkowo – nie mają w tej
chwili opatrunków na stanie, a dostawy spodziewają się dopiero po 20. czerwca!!!
A ten sklep to jedyne miejsce, w którym w Polsce udało nam się znaleźć te
opatrunki… Oczywiście, przeryliśmy natychmiast allegro, tablicę, e-baya na
poziomie całej Europy, apteki internetowe w sąsiednich państwach. Udało nam się
znaleźć te opatrunki jedynie na e-bayu w Stanach Zjednoczonych (na dostawę skąd
czekalibyśmy pewnie również do tego końca czerwca) oraz w niemieckiej aptece.
Tutaj po początkowej euforii humory nam się zwarzyły, ponieważ cena przeszła
nasze najśmielsze oczekiwania. Opatrunki te i tak są drogie – w Polsce kosztują
345 zł za opakowanie. Natomiast w niemieckiej aptece kosztują około 319 –
ale euro… Ręka nam zadrżała i jak na razie ich nie zamówiliśmy. Dostaliśmy
jeden opatrunek z Poradni Żywienia, tniemy go na malutkie kawałki, żeby nam
starczył na jak najdłużej i liczymy, że w międzyczasie uda nam się gdzieś
zdobyć te opatrunki w normalniejszej cenie. (Jakbyście gdzieś się na nie
natknęli, to, proszę, dajcie znać!)
A co z kanałem? Już po tym chłonnym opatrunku Sorbalgon było jakby odrobinkę
lepiej. Potem założyliśmy nasz opatrunek Kendalla, porządnie unieruchomiliśmy
PEGa plastrami (oczywiście raz dziennie robimy obowiązkowy obrót o 180 stopni i
kilka ruchów w górę i w dół, żeby nie przyrósł do żołądka) i przeszliśmy z karmienia za pomocą strzykawki na karmienie przez wlew grawitacyjny - po odrobince, jak kroplówką - żeby nie rozciągać żołądka i tym samym zmniejszyć wyciek. I wydaje nam się, że
przetoka zaczęła trochę zarastać, a wycieku jest dużo, dużo mniej. Nie
chcę zapeszać, ale wygląda na to, że się uda!
Na przyszłość
mamy nauczkę, żeby lepiej unieruchamiać PEGa – wcześniej traktowaliśmy go z
mniejszą uważnością, przekręcaliśmy go swobodnie tak, jak nam akurat pasowało i
okazało się, że takie działanie poszerza przetokę. W sumie to logiczne i mam
wyrzuty sumienia, że nie domyśliliśmy się tego sami. A druga nauczka? To moja ulubiona: "Nigdy, nigdy, nigdy się nie poddawaj!" (Winston Churchill).
No załamać się jdzie, że oprócz wielu zdrowotnych problemow Adasia musicie martwić się jeszcze o opatrunki.
OdpowiedzUsuńTak to niestety już jest. Nie wszystko Adasiowi pasuje, a że my chcemy, żeby mu było jak najlepiej...
UsuńPozdrawiamy! :)
Znów komplikacje, ale nie poddajecie się :)
OdpowiedzUsuńJa weszłam tu dziś w specjalnym celu. Chcę złożyć Tobie serdeczne życzenia w Dniu Mamy. Jesteś pierwszą osobą, której dziś składam życzenia, a to dlatego, że jesteś mamą wyjątkową :) Do mojej mamy będę dzwonić za chwilę, też jest wyjątkowa :)
O rany, jak mi miło! Bardzo, bardzo serdecznie dziękuję! :)
UsuńI pozdrawiam ciepło!
Mamo Adasia, czy w Szwajcarii szukaliście tych opatrunków.Jeśli nie, poproszę koleżankę,która tam mieszka, by podeszła do apteki i sprawdziła,czy są...
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że jesteś wyjątkową mamą. Dużo szczęścia...
Dziękuję! I za miłe słowa, i za chęć pomocy. Jeśli koleżanka mogłaby sprawdzić, czy są i ile kosztują, to byłabym bardzo wdzięczna. Na szczęście, sytuacja nie jest już tak dramatyczna, bo dziś zaprzyjaźniona mama obiecała mi przekazać sześć sztuk. Ale do końca czerwca i tak trudno będzie nam na tym przetrwać.
UsuńJeszcze raz dziękuję - i również dużo szczęścia życzę! :)
Ja popytam koleżankę w Szwecji. Ściskam Cię mocno, Dzielna Mamo:)
UsuńBardzo dziękuję! Dla Ciebie również uściski! :)
UsuńU koleżanki nie ma. Może ściągnąć z amerykańskiego ebaya po 35 funtów, ale kumpela pisze, że nie wie, ile paczka, by szła
OdpowiedzUsuńMyślę, że za dwa miesiące :( Poza tym nie wiem, czy środki medyczne można ot tak przesłać do Polski. Sklepy medyczne, do których wysłaliśmy zapytanie, odmówiły, ze względu na jakaś regulację medyczną. Ale bardzo dziękuję, że zapytałaś.
UsuńWitam się po raz pierwszy- sprawdziłam u siebie i w Irlandii takich nie mają:(
OdpowiedzUsuńWitamy serdecznie w naszych wirtualnych progach! :) Szkoda, że w Irlandii nie ma, zawsze to bliżej. Ale bardzo dziękuję, że sprawdziłaś :)
Usuń